Witajcie!
Wróciłam, natchnienie przyszło, napisałam.
Z góry od razu przepraszam za wszystkie błędy, ale moja Beta jest na urlopie.
Mam nadzieję, że mnie nie znienawidzicie za tak długą przerwę.
Przepraszam jeszcze raz i zapraszam do czytania.
Zou.
Wróciłam, natchnienie przyszło, napisałam.
Z góry od razu przepraszam za wszystkie błędy, ale moja Beta jest na urlopie.
Mam nadzieję, że mnie nie znienawidzicie za tak długą przerwę.
Przepraszam jeszcze raz i zapraszam do czytania.
Zou.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~ Pamiętnik ~
Drogi
Ronaldzie!
Podobnie jak Harry wiesz, że jestem osobą
dociekliwą i mimo, że może chciałeś się przede mną ukryć, wiem gdzie się teraz
znajdujesz. Martwi mnie to, doskonale wiesz jakie to niebezpieczne. Bardzo bym
chciała zrozumieć Twoje intencje, które nakazały Ci zgłosić się do służby Specjalnych
Sił Aurorskich. Na myśl o tym, co musisz tam przechodzić, co robić i na, co
patrzeć ściska mi się serce. Po wydarzeniach w Hogwarcie miałam nadzieję, że
wojna nigdy nas już nie dosięgnie, że będziemy bezpieczni. Ty wyszedłeś jej
naprzeciw, mimo że najwięcej z nas wszystkich wycierpiałeś. Przepraszam za
swoje monotonne wygłoszenie, ale to wszystko składa się w jedną wiarygodną dla
mnie całość. Nie jestem głupia Ronaldzie, zdaję sobie sprawę z tego, że
zrobiłeś to, gdyż ja wyjechałam. Na tę myśl, czuję jak wszystko się we mnie
rozpada na miliony kawałków. Zrobiłabym wszystko, żebyś był bezpieczny, nie
dawaj mi proszę powodów do zmartwień i wróć. Proszę...
Hermiona G.
Jeszcze raz przebiegł wzrokiem po
delikatnym piśmie swojej byłej dziewczyny. Widział na pergaminie kropelki łez,
chociaż wątpił, czy nie są to przypadkiem krople od napoju. W jego głowie jak
zwykle pokazała się piękna postać Gryfonki, śmiejącej się i dokazującej. Sam
nie wiedział, co ma myśleć o swoich uczuciach, był zagubiony, ale dzięki
miejscu, w którym się teraz znajdował, budował sobie skorupę. Powoli uczył się
ukrywać emocje, wyciszać, zapominać. To dawało mu siłę do walki i było jak lek
na złamane serce.
Gdy kolejny raz spojrzał na list napiął wszystkie mięśnie i schował go delikatnie do koperty. Odłożył do szuflady, z której również wyjął mały zwitek pergaminu. Naskrobał na nim jedno zdanie i przywiązał do nóżki sowy, poczym wypuścił ją przez okno.
Gdy kolejny raz spojrzał na list napiął wszystkie mięśnie i schował go delikatnie do koperty. Odłożył do szuflady, z której również wyjął mały zwitek pergaminu. Naskrobał na nim jedno zdanie i przywiązał do nóżki sowy, poczym wypuścił ją przez okno.
~*~
Następny
tydzień zleciał, nim ktokolwiek zdążył się zorientować. Hermiona dumna z siebie
oddała wszystkie prace i zaliczyła pierwsze egzaminy z najwyższymi wynikami,
prócz zajęć praktycznych w prosektorium. Starała się raczej o tym nie myśleć
zwłaszcza, że teraz czekała ją tygodniowa przerwa. Po wyjściu z budynku
pożegnała się ciepłym uściskiem z Amber, która dzisiaj wyjeżdża do rodziny, do
Georgii.
- Uważaj na siebie. - Mulatka obdarzyła Gryfonkę ciepłym uśmiechem i ścisnęła mocno dłoń.
- Będę, ty również.
- Do zobaczenia za tydzień.
- Spokojnej podróży! - zawołała jeszcze, gdy odchodziła i pomachała wesoło w jej kierunku. Wzięła głęboki oddech i ruszyła spokojnie w stronę centrum miasta. Mijała mnóstwo turystów, sama w pewnym sensie czując się jak oni. Rozmyślając nad wstąpieniem do biblioteki i wypożyczeniem kilku książek, weszła do supermarketu, gdzie zrobiła zakupy na kolejne kilka dni. Zadowolona wyszła i nie wiedzieć czemu do jej głowy kolejny raz podczas ostatnich dni, wkradł się Malfoy. Wywróciła teatralnie oczami i szybkim krokiem przemierzyła główną jezdnię. Mogłaby przysiąc w duchu, że podczas wszystkich egzaminów była przez niego uważnie obserwowana. Za każdym razem napotykała jego wzrok, a dziwny zbieg okoliczności sprawiał, że nawet kończyli o tej samej porze! Według niej, był to szczególny absurd, o który chciała go oskarżyć, natomiast nigdy nie napatoczył się wtedy, gdy tego chciała. Aż do tego momentu.
- Do diaska! - Warknęła patrząc na rozsypujące się pomarańcze w pobliskim parku. Siatka, a raczej jej pozostałości powiewała wesoło na wietrze, zupełnie nie odzwierciedlając humoru Gryfonki. Westchnęła ciężko i dyskretnie mruknęła zaklęcie zmniejszająco-zwiększające i zaczęła zbierać rozsypane owoce.
- Jeszcze dwa - usłyszała obok siebie i stanęła jak wryta. Wysoki blondyn o mlecznej karnacji, w krótkich dżinsowych spodenkach i szarym t-shircie wyciętym w serek, o imieniu Draco, podawał jej cytrusy.
- Na miłość boską, Malfoy! - Syknęła zabierając mu pomarańcze i piorunując wzrokiem. Zamrugał szybko powiekami, widocznie zaskoczony.
- Czy ty nigdy nie dasz mi spokoju? - Wyparowała, nim zdążyła przetrawić to, co powiedziała. W duchu zaklęła i ugryzła się w język.
- Nie gorączkuj się tak Granger - powiedział nad wyraz spokojnie i przeczesał palcami włosy.
- Co ty tu robisz? - Zapytała niezbyt uprzejmie, jakby go obwiniając.
- O ile mi wiadomo, ten park jest publiczny, mogą po nim chodzić wszyscy, ile im się żywnie podoba.
- A ty oczywiście dziwnym trafem jesteś tutaj wtedy, kiedy ja!
- Hm... najwyraźniej - odparł lakonicznie. Zmrużyła groźnie powieki, a mijająca ich obok pani z dzieckiem, zmierzyła dziwacznym spojrzeniem.
- Cóż, w takim razie ogromnie panu dziękuję - burknęła i odwróciła się na pięcie. Nie minęło kilka sekund, a usłyszała za sobą jego głos.
- Co powiesz na kawę?! - Zanim umysł przetrawił te cztery słowa, zdążyła przejść jeszcze kilka kroków, nim stanęła jak wryta, ledwo utrzymując siatki w rękach. Zamrugała szybko powiekami i łyknęła ogromny haust powietrza. Odwróciła się z ogromnie podejrzaną miną i zmierzyła blondyna badawczym spojrzeniem.
- Co ty knujesz?
- Dlaczego od razu coś takiego sugerujesz? - Zdziwił się, lecz w duchu toczył ogromną walkę z własną godnością.
- Nie wiem, co ci łazi po głowie, Malfoy. Jednak nie licz na to, że zrobię coś, co ma związek z tobą. Chyba nauka do egzaminów przysporzyła ci problemy z myśleniem, zrób sobie przerwę, bo totalnie ci na mózg padnie - odparła swoim dumnym tonem i odwróciła się kolejny raz szybko maszerując w stronę akademika.
- Granger zapomnij o tej tandetnej propozycji na kawę.
- Chryste, MALFOY! - Warknęła odwracając się kompletnie wyprowadzona z równowagi. Nie wiedziała czy tak właśnie działa nachodzenie kogoś, czy jej nerwy są spowodowane, przez blond fretkę.
- Co chcesz zrobić z tymi pomarańczami? - Zapytał zupełnie z innej beczki wprawiając ją w osłupienie. Zamrugała kilkakrotnie wpadając na pewien plan.
- Sok pomarańczowy.
- Cudownie, pomogę ci - odparł szybko zabierając jej siatki. Już miała krzyknąć na niego i coś mu zarzucić, ale ugryzła się w język i powoli ruszyli w kierunku jej mieszkania. W myślach rodziła się panika i determinacja jednocześnie, a mózg pracował na najwyższych obrotach, myśląc nad dziwnymi zamiarami blondyna. Gdy znaleźli się w środku, czuła się bardzo dziwacznie goszcząc go, o zgrozo, już po raz drugi w swojej oazie.
- Postaw te siatki na blacie - zarządziła i odstawiła torbę na krześle. Usiadła spokojnie na kanapie i ku jej zadowoleniu, Malfoy uczynił po chwili to samo. Jej szybkie i zwinne ruchy, powinny w tym momencie dostać nagrodę Nobla. Rzuciła się na niego, przewracając go na podłogę i przygważdżając do ziemi swoim ciałem. Okrakiem siedziała mu na brzuchu, a magią niewerbalną związała dłonie i ręce. W myślach przywołała do siebie różdżkę i flakonik z bezbarwną cieczą.
- Co ty u licha wyrabiasz?! - Zdziwił się, siląc z linami.
- Nie próbuj się wydostać, bo to na nic, Malfoy. Wiesz, co to jest? - Zapytała przewiercając go wzrokiem i pokazując flakonik.
- Veritaserum - odparł zimnym tonem, zachowując powagę.
- Cudownie. Teraz wyśpiewasz mi pięknie czego ode mnie chcesz.
- To jest zakazane, Granger.
- Co ty nie powiesz, Malfoy - zakpiła i odkorkowała butelkę, łapiąc chłopaka za policzki.
- Poczekaj! - Krzyknął, gdy już miała to przechylać. Spojrzała na niego mrużąc gniewnie powieki. Miała serdecznie dosyć jego wymówek, kłamstw i wszystkich historyjek, które wymyślał.
- Masz pięć sekund - rzuciła.
- Wiem jak to wygląda, uwierz mi w cale nie mam ochoty mieć z Tobą do czynienia, działasz mi tak samo na nerwy, jak ja Tobie. Nie pytaj się mnie o powód, bo i tak ci nie powiem, a jeżeli użyjesz tego na mnie. - Tu wskazał na flakonik. - Zgłoszę to do Akademii, z której zostaniesz wyrzucona. - Jego ton był tak stanowczy i przekonujący, że Hermiona odesłała buteleczkę na miejsce. Nie potrafiła w głowie przetworzyć jego wypowiedzi, to wszystko było dla niej jednym wielkim żartem. Przyjechała do Francji, gdzie miała oderwać się od szarej rzeczywistości w Londynie, zrobić coś dla siebie, odseparować się od znajomych twarzy. Jak na razie ma same problemy i to jeszcze z największym wrogiem wszechczasów. To wszystko było tak absurdalne, że aż sama nie mogła uwierzyć w to, co się dzieje.
- Granger, lecisz na mnie? - Te słowa sprowadziły ją natychmiastowo na ziemię. Spojrzała na niego z oburzeniem i prychnęła. Mimo to na jej twarzy wykwitł czerwony rumieniec, za co przeklinała się w duchu.
- Nigdy w życiu.
- To czemu tak na mnie siedzisz? - zapytał. Zdezorientowana, uświadomiła sobie, że dalej siedzi na chłopaku okrakiem. Szybko wstała i zrobiła kilka kroków w tył. Blondyn usiadł na dywanie i przeczesał palcami i tak już rozczochrane włosy, śmiejąc się pod nosem. Gryfonka była tak zażenowana i wkurzona, że przymknęła powieki, starając się uspokoić nerwy.
- To robimy ten sok? - spytał jak gdyby nigdy nic. Uniosła brew i przechyliła lekko głowę w bok. Ten człowiek zaskakiwał ją z sekundy na sekundę. Przed chwilą mówił, że nie ma najmniejszej ochoty z nią przebywać, a teraz co?
- Nie wyobrażam sobie ciebie robiącego sok pomarańczowy.
- Wątpisz w moje umiejętności kulinarne? - Zdziwił się i podniósł do pozycji stojącej. Automatycznie musiała zadrzeć głowę do góry. Ta cała sytuacja sprawiła, że śmiała się już sama z siebie. Ze swojej głupoty, z tego, że w ogóle z nim rozmawia.
- Owszem. - Jej głos był stanowczy i lekko zawistny. Blondyn uśmiechnął się ironicznie i podszedł do sokowirówki.
- To patrz i się ucz - oznajmił. Hermiona usiadła przy stoliku i uważnie przyglądała się poczynaniom blondyna. Starała się nie myśleć o tym, że właśnie największy frajer wszechczasów, Ślizgon i śmierciożerca krząta się po jej kuchni i to z własnej nieprzymuszonej woli. Albo przymuszonej? Była już tak zakręcona, że nawet nie miała siły o tym myśleć. Zachowanie Malfoya było dziwaczne, raz ją wyzywa, drugi raz jest milusi. Raz ratuje jej życie a drugi raz o mało, co przez niego nie ląduje w szpitalu. Facet pełen sprzeczności. Pokręciła lekko głową i wstała, podchodząc do blatu.
- No i co, panie kucharzu? - zapytała ironicznie, zaglądając do sokowirówki.
- Jeden ruch i gotowe! - zawołał, włączając przycisk miksowania. Gdy sok był gotowy, przelał go do dwóch wysokich szklanek, które wcześniej przygotował i jedną podał Hermionie.
- Nie dodałeś tutaj nic, gdy nie patrzyłam?
- Za kogo mnie uważasz? - To pytanie odnosiło się niby do tematu, jednak Hermiona załapała aluzję. Spuściła delikatnie głowę i uchylając się od pytania wzięła łyk soku. Słodko kwaśny smak wlał się do gardła, tworząc w jej przełyku krainę miodem płynącą. Nie mogła uwierzyć, że to mu się udało.
- Naprawdę dobre.
- Lepiej niż dobre. - Stwierdził i wypił do dna. Granger ponownie usiadła przy stoliku i spojrzała na blondyna, który wszystko posprzątał za pomocą czarów.
- Jesteś jedną wielką sprzecznością - wyznała.
- Ty też, Granger. - Pokręciła przecząco głową.
- Nie tak jak ty.
- Och, byś się zdziwiła.
- No nie wiem.
- Ta dyskusja nie ma sensu - stwierdził i znowu przybrał na twarz swoją posępną minę. Brązowowłosa spojrzała na niego pytająco.
- Co? - Zdziwił się jej głębokim spojrzeniem, z którego można było odczytać dosłownie wszystko.
- Zastanawiam się w dalszym ciągu, co tu robisz.
- Chciałem ci zadać nurtujące mnie pytanie - wyznał i usiadł naprzeciwko niej.
- Skoro i tak rozmawiamy już, jak na neutralnych warunkach, to mogę chyba się zgodzić.
- Możesz, możesz - zapewnił ją. Wzięła głęboki wdech i zachęciła go dłonią do mówienia.
- Czujesz coś jeszcze do Weasleya? - To pytanie można interpretować na kilka różnych sposobów. A nawet trzeba. To samo zrobiła Hermiona, już po tym, jak pozbierała całą szczękę z podłogi.
- Wiesz, co Malfoy? Nie rozumiem po co ci to wiedzieć. Nigdy nie obchodził cię mój los, nie interesowały cię moje sprawy, aż do ostatnich kilku tygodni. Staje się to naprawdę dziwne, a ja nie lubię dziwnych sytuacji. Tym bardziej, że wiesz jak to wygląda. Takie pytania są nie na miejscu - powiedziała, spoglądając mu w oczy. Draco od razu zorientował się o czym myśli jego towarzyszka.
- Nie podrywam cię, Granger. Na głowę jeszcze nie upadłem. Powiedzmy, że kierują mną czysto ciekawskie przekonania. - Patrzyli sobie w oczy, czując jakieś dziwne wyładowania atmosferyczne wokół siebie. Granger pokręciła w końcu przecząco głową i wzniosła oczy do nieba.
- I tak ci nie odpowiem.
- Gryfoni zawsze byli uparci - burknął.
- Nie zegniesz mnie tym - odparła, dalej będąc nieugiętą. Chłopak wywrócił oczami i wstał, przeciągając się. Z tylnej kieszeni spodni, wyjął kluczyki do swojego auta.
- Na mnie już pora - powiedział i ruszył w kierunku drzwi. Granger z powodów zwykłej kultury, przynajmniej tak to sobie tłumaczyła, ruszyła aby go odprowadzić. Gdy był już jedną nogą za drzwiami, odwrócił się jeszcze na chwilę i spojrzał w jej brązowe oczy.
- Chcesz się przejechać? - zapytał, znowu ni z gruszki ni z pietruszki. Granger wypuściła ze świstem powietrze.
- Masz rozdwojenie jaźni?
- Niby czemu?
- Nie lecę na takie podrywy, Malfoy - westchnęła.
- Nie podrywam cię, Granger.
- Odpowiedź dalej brzmi: nie - odparła krzyżując dłonie na klatce piersiowej.
- I tak jeszcze mnie dzisiaj oczekuj - rzucił na odchodne.
- Co?! Jak to?! Malfoy! - Krzyczała za nim, ale zniknął na schodach jej bloku. Zamknęła drzwi i oparła się o nie. Co to miało być? Cała ta sytuacja z pomarańczami, rozmową? Była w szoku. Nigdy, przenigdy nie rozmawiała normalnie z Malfoyem, a teraz powodem tego były cytrusy! Pokręciła głową i ruszyła do mini gabinetu, chcąc powrócić chociaż na chwilę do nauki i oderwać się od myśli o blondynie.
- Uważaj na siebie. - Mulatka obdarzyła Gryfonkę ciepłym uśmiechem i ścisnęła mocno dłoń.
- Będę, ty również.
- Do zobaczenia za tydzień.
- Spokojnej podróży! - zawołała jeszcze, gdy odchodziła i pomachała wesoło w jej kierunku. Wzięła głęboki oddech i ruszyła spokojnie w stronę centrum miasta. Mijała mnóstwo turystów, sama w pewnym sensie czując się jak oni. Rozmyślając nad wstąpieniem do biblioteki i wypożyczeniem kilku książek, weszła do supermarketu, gdzie zrobiła zakupy na kolejne kilka dni. Zadowolona wyszła i nie wiedzieć czemu do jej głowy kolejny raz podczas ostatnich dni, wkradł się Malfoy. Wywróciła teatralnie oczami i szybkim krokiem przemierzyła główną jezdnię. Mogłaby przysiąc w duchu, że podczas wszystkich egzaminów była przez niego uważnie obserwowana. Za każdym razem napotykała jego wzrok, a dziwny zbieg okoliczności sprawiał, że nawet kończyli o tej samej porze! Według niej, był to szczególny absurd, o który chciała go oskarżyć, natomiast nigdy nie napatoczył się wtedy, gdy tego chciała. Aż do tego momentu.
- Do diaska! - Warknęła patrząc na rozsypujące się pomarańcze w pobliskim parku. Siatka, a raczej jej pozostałości powiewała wesoło na wietrze, zupełnie nie odzwierciedlając humoru Gryfonki. Westchnęła ciężko i dyskretnie mruknęła zaklęcie zmniejszająco-zwiększające i zaczęła zbierać rozsypane owoce.
- Jeszcze dwa - usłyszała obok siebie i stanęła jak wryta. Wysoki blondyn o mlecznej karnacji, w krótkich dżinsowych spodenkach i szarym t-shircie wyciętym w serek, o imieniu Draco, podawał jej cytrusy.
- Na miłość boską, Malfoy! - Syknęła zabierając mu pomarańcze i piorunując wzrokiem. Zamrugał szybko powiekami, widocznie zaskoczony.
- Czy ty nigdy nie dasz mi spokoju? - Wyparowała, nim zdążyła przetrawić to, co powiedziała. W duchu zaklęła i ugryzła się w język.
- Nie gorączkuj się tak Granger - powiedział nad wyraz spokojnie i przeczesał palcami włosy.
- Co ty tu robisz? - Zapytała niezbyt uprzejmie, jakby go obwiniając.
- O ile mi wiadomo, ten park jest publiczny, mogą po nim chodzić wszyscy, ile im się żywnie podoba.
- A ty oczywiście dziwnym trafem jesteś tutaj wtedy, kiedy ja!
- Hm... najwyraźniej - odparł lakonicznie. Zmrużyła groźnie powieki, a mijająca ich obok pani z dzieckiem, zmierzyła dziwacznym spojrzeniem.
- Cóż, w takim razie ogromnie panu dziękuję - burknęła i odwróciła się na pięcie. Nie minęło kilka sekund, a usłyszała za sobą jego głos.
- Co powiesz na kawę?! - Zanim umysł przetrawił te cztery słowa, zdążyła przejść jeszcze kilka kroków, nim stanęła jak wryta, ledwo utrzymując siatki w rękach. Zamrugała szybko powiekami i łyknęła ogromny haust powietrza. Odwróciła się z ogromnie podejrzaną miną i zmierzyła blondyna badawczym spojrzeniem.
- Co ty knujesz?
- Dlaczego od razu coś takiego sugerujesz? - Zdziwił się, lecz w duchu toczył ogromną walkę z własną godnością.
- Nie wiem, co ci łazi po głowie, Malfoy. Jednak nie licz na to, że zrobię coś, co ma związek z tobą. Chyba nauka do egzaminów przysporzyła ci problemy z myśleniem, zrób sobie przerwę, bo totalnie ci na mózg padnie - odparła swoim dumnym tonem i odwróciła się kolejny raz szybko maszerując w stronę akademika.
- Granger zapomnij o tej tandetnej propozycji na kawę.
- Chryste, MALFOY! - Warknęła odwracając się kompletnie wyprowadzona z równowagi. Nie wiedziała czy tak właśnie działa nachodzenie kogoś, czy jej nerwy są spowodowane, przez blond fretkę.
- Co chcesz zrobić z tymi pomarańczami? - Zapytał zupełnie z innej beczki wprawiając ją w osłupienie. Zamrugała kilkakrotnie wpadając na pewien plan.
- Sok pomarańczowy.
- Cudownie, pomogę ci - odparł szybko zabierając jej siatki. Już miała krzyknąć na niego i coś mu zarzucić, ale ugryzła się w język i powoli ruszyli w kierunku jej mieszkania. W myślach rodziła się panika i determinacja jednocześnie, a mózg pracował na najwyższych obrotach, myśląc nad dziwnymi zamiarami blondyna. Gdy znaleźli się w środku, czuła się bardzo dziwacznie goszcząc go, o zgrozo, już po raz drugi w swojej oazie.
- Postaw te siatki na blacie - zarządziła i odstawiła torbę na krześle. Usiadła spokojnie na kanapie i ku jej zadowoleniu, Malfoy uczynił po chwili to samo. Jej szybkie i zwinne ruchy, powinny w tym momencie dostać nagrodę Nobla. Rzuciła się na niego, przewracając go na podłogę i przygważdżając do ziemi swoim ciałem. Okrakiem siedziała mu na brzuchu, a magią niewerbalną związała dłonie i ręce. W myślach przywołała do siebie różdżkę i flakonik z bezbarwną cieczą.
- Co ty u licha wyrabiasz?! - Zdziwił się, siląc z linami.
- Nie próbuj się wydostać, bo to na nic, Malfoy. Wiesz, co to jest? - Zapytała przewiercając go wzrokiem i pokazując flakonik.
- Veritaserum - odparł zimnym tonem, zachowując powagę.
- Cudownie. Teraz wyśpiewasz mi pięknie czego ode mnie chcesz.
- To jest zakazane, Granger.
- Co ty nie powiesz, Malfoy - zakpiła i odkorkowała butelkę, łapiąc chłopaka za policzki.
- Poczekaj! - Krzyknął, gdy już miała to przechylać. Spojrzała na niego mrużąc gniewnie powieki. Miała serdecznie dosyć jego wymówek, kłamstw i wszystkich historyjek, które wymyślał.
- Masz pięć sekund - rzuciła.
- Wiem jak to wygląda, uwierz mi w cale nie mam ochoty mieć z Tobą do czynienia, działasz mi tak samo na nerwy, jak ja Tobie. Nie pytaj się mnie o powód, bo i tak ci nie powiem, a jeżeli użyjesz tego na mnie. - Tu wskazał na flakonik. - Zgłoszę to do Akademii, z której zostaniesz wyrzucona. - Jego ton był tak stanowczy i przekonujący, że Hermiona odesłała buteleczkę na miejsce. Nie potrafiła w głowie przetworzyć jego wypowiedzi, to wszystko było dla niej jednym wielkim żartem. Przyjechała do Francji, gdzie miała oderwać się od szarej rzeczywistości w Londynie, zrobić coś dla siebie, odseparować się od znajomych twarzy. Jak na razie ma same problemy i to jeszcze z największym wrogiem wszechczasów. To wszystko było tak absurdalne, że aż sama nie mogła uwierzyć w to, co się dzieje.
- Granger, lecisz na mnie? - Te słowa sprowadziły ją natychmiastowo na ziemię. Spojrzała na niego z oburzeniem i prychnęła. Mimo to na jej twarzy wykwitł czerwony rumieniec, za co przeklinała się w duchu.
- Nigdy w życiu.
- To czemu tak na mnie siedzisz? - zapytał. Zdezorientowana, uświadomiła sobie, że dalej siedzi na chłopaku okrakiem. Szybko wstała i zrobiła kilka kroków w tył. Blondyn usiadł na dywanie i przeczesał palcami i tak już rozczochrane włosy, śmiejąc się pod nosem. Gryfonka była tak zażenowana i wkurzona, że przymknęła powieki, starając się uspokoić nerwy.
- To robimy ten sok? - spytał jak gdyby nigdy nic. Uniosła brew i przechyliła lekko głowę w bok. Ten człowiek zaskakiwał ją z sekundy na sekundę. Przed chwilą mówił, że nie ma najmniejszej ochoty z nią przebywać, a teraz co?
- Nie wyobrażam sobie ciebie robiącego sok pomarańczowy.
- Wątpisz w moje umiejętności kulinarne? - Zdziwił się i podniósł do pozycji stojącej. Automatycznie musiała zadrzeć głowę do góry. Ta cała sytuacja sprawiła, że śmiała się już sama z siebie. Ze swojej głupoty, z tego, że w ogóle z nim rozmawia.
- Owszem. - Jej głos był stanowczy i lekko zawistny. Blondyn uśmiechnął się ironicznie i podszedł do sokowirówki.
- To patrz i się ucz - oznajmił. Hermiona usiadła przy stoliku i uważnie przyglądała się poczynaniom blondyna. Starała się nie myśleć o tym, że właśnie największy frajer wszechczasów, Ślizgon i śmierciożerca krząta się po jej kuchni i to z własnej nieprzymuszonej woli. Albo przymuszonej? Była już tak zakręcona, że nawet nie miała siły o tym myśleć. Zachowanie Malfoya było dziwaczne, raz ją wyzywa, drugi raz jest milusi. Raz ratuje jej życie a drugi raz o mało, co przez niego nie ląduje w szpitalu. Facet pełen sprzeczności. Pokręciła lekko głową i wstała, podchodząc do blatu.
- No i co, panie kucharzu? - zapytała ironicznie, zaglądając do sokowirówki.
- Jeden ruch i gotowe! - zawołał, włączając przycisk miksowania. Gdy sok był gotowy, przelał go do dwóch wysokich szklanek, które wcześniej przygotował i jedną podał Hermionie.
- Nie dodałeś tutaj nic, gdy nie patrzyłam?
- Za kogo mnie uważasz? - To pytanie odnosiło się niby do tematu, jednak Hermiona załapała aluzję. Spuściła delikatnie głowę i uchylając się od pytania wzięła łyk soku. Słodko kwaśny smak wlał się do gardła, tworząc w jej przełyku krainę miodem płynącą. Nie mogła uwierzyć, że to mu się udało.
- Naprawdę dobre.
- Lepiej niż dobre. - Stwierdził i wypił do dna. Granger ponownie usiadła przy stoliku i spojrzała na blondyna, który wszystko posprzątał za pomocą czarów.
- Jesteś jedną wielką sprzecznością - wyznała.
- Ty też, Granger. - Pokręciła przecząco głową.
- Nie tak jak ty.
- Och, byś się zdziwiła.
- No nie wiem.
- Ta dyskusja nie ma sensu - stwierdził i znowu przybrał na twarz swoją posępną minę. Brązowowłosa spojrzała na niego pytająco.
- Co? - Zdziwił się jej głębokim spojrzeniem, z którego można było odczytać dosłownie wszystko.
- Zastanawiam się w dalszym ciągu, co tu robisz.
- Chciałem ci zadać nurtujące mnie pytanie - wyznał i usiadł naprzeciwko niej.
- Skoro i tak rozmawiamy już, jak na neutralnych warunkach, to mogę chyba się zgodzić.
- Możesz, możesz - zapewnił ją. Wzięła głęboki wdech i zachęciła go dłonią do mówienia.
- Czujesz coś jeszcze do Weasleya? - To pytanie można interpretować na kilka różnych sposobów. A nawet trzeba. To samo zrobiła Hermiona, już po tym, jak pozbierała całą szczękę z podłogi.
- Wiesz, co Malfoy? Nie rozumiem po co ci to wiedzieć. Nigdy nie obchodził cię mój los, nie interesowały cię moje sprawy, aż do ostatnich kilku tygodni. Staje się to naprawdę dziwne, a ja nie lubię dziwnych sytuacji. Tym bardziej, że wiesz jak to wygląda. Takie pytania są nie na miejscu - powiedziała, spoglądając mu w oczy. Draco od razu zorientował się o czym myśli jego towarzyszka.
- Nie podrywam cię, Granger. Na głowę jeszcze nie upadłem. Powiedzmy, że kierują mną czysto ciekawskie przekonania. - Patrzyli sobie w oczy, czując jakieś dziwne wyładowania atmosferyczne wokół siebie. Granger pokręciła w końcu przecząco głową i wzniosła oczy do nieba.
- I tak ci nie odpowiem.
- Gryfoni zawsze byli uparci - burknął.
- Nie zegniesz mnie tym - odparła, dalej będąc nieugiętą. Chłopak wywrócił oczami i wstał, przeciągając się. Z tylnej kieszeni spodni, wyjął kluczyki do swojego auta.
- Na mnie już pora - powiedział i ruszył w kierunku drzwi. Granger z powodów zwykłej kultury, przynajmniej tak to sobie tłumaczyła, ruszyła aby go odprowadzić. Gdy był już jedną nogą za drzwiami, odwrócił się jeszcze na chwilę i spojrzał w jej brązowe oczy.
- Chcesz się przejechać? - zapytał, znowu ni z gruszki ni z pietruszki. Granger wypuściła ze świstem powietrze.
- Masz rozdwojenie jaźni?
- Niby czemu?
- Nie lecę na takie podrywy, Malfoy - westchnęła.
- Nie podrywam cię, Granger.
- Odpowiedź dalej brzmi: nie - odparła krzyżując dłonie na klatce piersiowej.
- I tak jeszcze mnie dzisiaj oczekuj - rzucił na odchodne.
- Co?! Jak to?! Malfoy! - Krzyczała za nim, ale zniknął na schodach jej bloku. Zamknęła drzwi i oparła się o nie. Co to miało być? Cała ta sytuacja z pomarańczami, rozmową? Była w szoku. Nigdy, przenigdy nie rozmawiała normalnie z Malfoyem, a teraz powodem tego były cytrusy! Pokręciła głową i ruszyła do mini gabinetu, chcąc powrócić chociaż na chwilę do nauki i oderwać się od myśli o blondynie.
~*~
Aprylin
właśnie stała przed lustrem, poprawiając raz jeszcze swoje długie, brązowe
włosy. Jej duże niebieskie oczy, okalane wachlarzem ciemnych rzęs wydawały się
być smutne. Od kilku dni nie mogła zrozumieć swojego zachowania, nie wiedzieć
czemu czuła się bardzo dziwnie, nic ją nie cieszyło. Zgasiła światło w łazience
i na boso po dużych kaflach ruszyła do garderoby. Przygotowany i wyprasowany
zestaw wisiał na wieszaku. Ciemne dżinsy z przecieranymi dziurami, czarna
koszulka z białym nadrukiem liczbowym. Do tego białe, bez sznurowadeł trampki,
czarna narzutka, beżowa torba i złote dodatki. Różdżkę wsadziła za pasek w
spodniach i ruszyła schodami na dół. Z kuchni chwyciła jabłko i już miała
wychodzić, kiedy w drzwiach pojawił się Paul.
- Wychodzisz? - spytał zdziwiony, patrząc na zegarek, który pokazywał siódmą trzydzieści. Dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało.
- Tak, chcę pomyśleć, a później jeszcze muszę wejść do studia.
- Kiedy kończysz?
- Ostatnią sesję mam we wtorek, a później już tylko wszystko poskładam do kupy i wysyłamy - odparła spokojnie i wyjęła z torby okulary przeciwsłoneczne.
- No dobra, uważaj na siebie - uśmiechnął się i dźgnął ją delikatnie palcem w bok. Pocałowała go w policzek i wyszła na świeże powietrze. Kilka sekund później teleportowała się do centrum Paryża. Zarzuciła torebkę na ramię i ruszyła spokojnie do swojej ulubionej kawiarni Strada Cefe. Skręciła w odpowiednią ulicę i po trzech stopniach wspięła się do drzwi. Zapach świeżo zmielonej kawy i pysznego ciasta otulił ją przyjemnie. Ruszyła uśmiechnięta do lady.
- Dzień dobry, Aprylin! To co zawsze? - zapytał przemiły starszy pan, właściciel restauracji, który zawsze chętnie zagadywał czarownicę w wolnych chwilach. Uwielbiała z nim rozmawiać, zawsze mogła liczyć na jego dobrą radę, mądre słowo.
- Dzień dobry, Franco. Dzisiaj zamiast ciasta jagodowego, poproszę z morelami.
- Tak jest. Co u ciebie? - spytał, gdy zaczął przygotowywać duże latte z podwójnym mlekiem.
- Powoli jakoś leci, ostatnimi czasy nie mam na nic humoru - wyznała i usiadła na wysokim krześle.
- A czemu to? Ty przecież zawsze byłaś jedną z najbardziej zorganizowanych i wesołych osób, jakie znam!
- Nie ostatnio - westchnęła.
- Poznałaś kogoś? - Jego ton głosu był tak ciepły, że aż nie mogła w to uwierzyć. Franco nie był czarodziejem, jednak czasami miała wrażenie, że czyta jej w myślach. Uśmiechnęła się nieśmiało.
- Chyba można tak powiedzieć - wyrzuciła wreszcie z siebie.
- Wychodzisz? - spytał zdziwiony, patrząc na zegarek, który pokazywał siódmą trzydzieści. Dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało.
- Tak, chcę pomyśleć, a później jeszcze muszę wejść do studia.
- Kiedy kończysz?
- Ostatnią sesję mam we wtorek, a później już tylko wszystko poskładam do kupy i wysyłamy - odparła spokojnie i wyjęła z torby okulary przeciwsłoneczne.
- No dobra, uważaj na siebie - uśmiechnął się i dźgnął ją delikatnie palcem w bok. Pocałowała go w policzek i wyszła na świeże powietrze. Kilka sekund później teleportowała się do centrum Paryża. Zarzuciła torebkę na ramię i ruszyła spokojnie do swojej ulubionej kawiarni Strada Cefe. Skręciła w odpowiednią ulicę i po trzech stopniach wspięła się do drzwi. Zapach świeżo zmielonej kawy i pysznego ciasta otulił ją przyjemnie. Ruszyła uśmiechnięta do lady.
- Dzień dobry, Aprylin! To co zawsze? - zapytał przemiły starszy pan, właściciel restauracji, który zawsze chętnie zagadywał czarownicę w wolnych chwilach. Uwielbiała z nim rozmawiać, zawsze mogła liczyć na jego dobrą radę, mądre słowo.
- Dzień dobry, Franco. Dzisiaj zamiast ciasta jagodowego, poproszę z morelami.
- Tak jest. Co u ciebie? - spytał, gdy zaczął przygotowywać duże latte z podwójnym mlekiem.
- Powoli jakoś leci, ostatnimi czasy nie mam na nic humoru - wyznała i usiadła na wysokim krześle.
- A czemu to? Ty przecież zawsze byłaś jedną z najbardziej zorganizowanych i wesołych osób, jakie znam!
- Nie ostatnio - westchnęła.
- Poznałaś kogoś? - Jego ton głosu był tak ciepły, że aż nie mogła w to uwierzyć. Franco nie był czarodziejem, jednak czasami miała wrażenie, że czyta jej w myślach. Uśmiechnęła się nieśmiało.
- Chyba można tak powiedzieć - wyrzuciła wreszcie z siebie.
~*~
Draco
wszedł do niewielkiego mieszkanka swojego celu udręczeń i zapalił światło. Sam
nie wiedział, co tu robi, co chce przez to wszystko osiągnąć, ale ostatnimi
czasy spodobało mu się dręczenie jej. Rozejrzał się po kuchni, ale nie zauważył
niczego, co by go zainteresowało. W salonie również nie ujrzał Gryfonki, więc
ruszył w stronę sypialni. Ona również była pusta. Gdy szedł w kierunku
łazienki, cienki strumień światła zwrócił jego uwagę. Uchylił drzwi do małego
pomieszczenia, które oświetlała jedynie słaba lampka. Brązowowłosa leżała na
biurku, trzymając w ręku pióro, a przed nią i pod nią było pełno notatek. Draco
w pewnej chwili parsknął śmiechem, chcąc wywinąć jej ciekawy numer, ale coś go
zatrzymało. Niewielkich rozmiarów notes, lub zeszyt leżał na samym krańcu
stolika. Blondyn podszedł do niego i poczuł dziwnie emanującą magię od tego
czegoś. Gdy wziął to do ręki nic nie poczuł, podobnie jak otworzył na pierwszej
stronie. Jego oczy powędrowały do cienkich i zgrabnych liter, które układały
się w dwa słowa. "Hermiona Granger" . Zaciekawiony otworzył następną
stronę, a to co przeczytał, wzbudziło w nim nieznane mu dotąd uczucie.
03 września 1991 rok
Hogwart
Hogwart
Hogwart jest śliczny, myślałam, że po
przeczytaniu tylu ksiąg o nim, już nic mnie zaskoczy. Jestem przeszczęśliwa, że
mogę tutaj być z różnymi czarodziejami, czerpać wiedzę od innych, mądrzejszych
nauczycieli. Jeszcze dwa miesiące temu zastanawiałam się jak będzie wyglądało
moje życie w nowej szkole, do której przenieśli mnie rodzice. Zawsze lubiłam
się uczyć, zwłaszcza przedmiotów ścisłych, ale opinia o tej szkole mnie
przerażała. Poza tym, gdy byłam tam na zakończeniu roku, ludzie nie wydawali
się być mili. Teraz jestem zupełnie gdzie indziej, jestem zupełnie inną osobą.
Do teraz nie mogę w to uwierzyć, najśmielsze marzenia nie podpowiadałyby mi o
tym, że świat Magii może istnieć. Kocham magię.
20 września 1991 rok
Hogwart
Nauczyciele są naprawdę wspaniali,
zajęcia są ciekawe, ale natłok nauki jest o wiele większy niż w mojej zwykłej
szkole. Poznałam mnóstwo ciekawych osób, między innymi Harry'ego Pottera.
Przeczytałam już na jego temat wszystkie książki, ale nie wydaje się być taki,
jak go opisują. Chciałabym go poznać, ale obawiam się skutków tego, nie wydaje
się być normalny. Poza tym, trzyma się z Ronem Weasleyem. On jest naprawdę
dziwny...
Dzisiaj Seamus wysadził pół sali na zajęciach z eliksirów. Nie rozumiem jak można być tak mało oczytanym w tej dziedzinie i wygadywać takie bzdury jak on. To naprawdę przerażające.
Ślizgoni nie wydają się być mile nastawieni, zwłaszcza starsi...
Dzisiaj Seamus wysadził pół sali na zajęciach z eliksirów. Nie rozumiem jak można być tak mało oczytanym w tej dziedzinie i wygadywać takie bzdury jak on. To naprawdę przerażające.
Ślizgoni nie wydają się być mile nastawieni, zwłaszcza starsi...
15 październik 1991 rok
Nienawidzę Ślizgonów. Nienawidzę
Weasleywa. Nienawidzę wszystkich. Pragnę być w domu, tam czułam się
bezpiecznie...
31 październik 1991 rok
Gorszego dnia już chyba w historii
Hogwartu nie mogło być. Spotkanie z Trollem nie należy do najprzyjemniejszych,
wręcz przeciwnie. Czuję, że wreszcie zrobiłam coś dobrze, wzięcie na siebie
całej winy może choć trochę oczyści moją kartę. Różne chodzą pogłoski po szkole
na mój temat. Nigdy się tym zbytnio nie przejmowałam, jednak gdy wszyscy się na
ciebie patrzą wilkiem, coś to musi złego oznaczać. Głupia nie jestem...
Draco
czytał przeróżne strony, wertując pamiętnik i wybierając te, które zwróciły
jego uwagę. Był bardzo zdziwiony z jakim zapałem Gryfonka opisywała swoje dnie,
uczucia, przeczucia. Jak notowała wszystko związane z poszukiwaniami Nicolasa
Flamela, jak opowiadała o trójgłowym psie, egzaminach, wypadach do Hagrida i o
zgrozo, tej felernej wyprawie do Zakazanego Lasu. Dziwił się jeszcze, że nie
użyła wobec niego przez cały ten czas ani jednego złego słowa. Zawsze wyrażała
się "Ślizgoni", aż wreszcie trafił na jedną ze stron, która była
dziwnie brudna, jakby od kropli.
16 październik 1992 rok
NIENAWIDZĘ GO! Nienawidzę z całego serca,
jest cynicznym, podłym, tlenionym dupkiem! Wstrętny śmieć! Napuszony goguś,
pupilek tatusia. Pieprzony Draco Malfoy! Jak można kogoś nazywać szlamą, nie
wiedząc nawet, co to słowo oznacza. Myśli, że jak ma pieniądze i wpływowego
tatusia to mu wszystko wolno. Jest zwykłym pajacem, ulizanym dupkiem! Nie
rozumiem sama siebie, po co dałam się mu sprowokować. Harry miał rację, on i cała jego rodzina mają coś
na sumieniu. Ja wiem, co. Wiem kim on naprawdę jest, mimo, że zgrywa takiego
cwaniaka. Wiem o nim więcej niż może mu się wydawać, ale nigdy więcej nie
pozwolę, żeby nazwał mnie szlamą. Nie wstydzę się swojego pochodzenia, kocham
swoich rodziców i nigdy w życiu się tego nie wyrzeknę. Nie ze względu na tego
parszywego dupka.
25 grudnia 1993
Wspominałam już, że nienawidzę
Malfoya? Oh, nie? Owszem, z całego serca. Napuszony cwaniak, przez którego od samego
początku są problemy. To naprawdę śmieszne obrażać innych, jeśli samemu nie
jest się w niczym lepszym. To boli, bardzo. "Szlama", to słowo stało
się już nawykiem każdego Ślizgona, nie byłoby dnia, gdybym tego nie usłyszała
na korytarzu, ale co mnie to obchodzi? Żaden z nich nie dorównuje mi nawet do
pięt, chcą jedynie napompować swoje ego, bo czują sie nie dowartościowani,
przez swoich rodziców-Śmierciożerców i zazdroszczą mi inteligencji.
18 kwiecień 1994
Pustka, tak bardzo chciałabym go
zobaczyć...
Draco przerwał intensywne czytanie, ponieważ
Hermiona poruszyła się znacznie. Szybko zamknął pamiętnik i odłożył go na swoje
miejsce. Jego oddech był nierówny, a dziwne uczucie ogarnęło całe jego ciało.
Spojrzał jeszcze raz na śpiącą dziewczynę i poczuł odrętwienie w dłoniach.
Wzdrygnął się przypominając wszystkie obelgi, które kątem oka widział na
różnych stronach, skierowanych w jego osobę.
Pochylił
się nad nią i najdelikatniej jak mógł wziął ją na ręce i przeniósł do sypialni.
Szczelnie przykrył kołdrą i patrzył jeszcze przez chwilę jak śpi. Trzask
teleportacji, sprawił że Hermiona drgnęła i otworzyła powieki. Zamrugała
kilkakrotnie rozglądając się po ciemnym pomieszczeniu, a do jej nozdrzy doszedł
znajomy jej zapach perfum. Nie miała jednak siły myśleć, co się wydarzyło,
dlatego zamknęła powieki i znowu zmorzył ją sen.
Hej.:)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że już do nas wróciłaś.:P
To znaczy, że wróciłaś na tego bloga i to z tak niesamowitym rozdziałem..
No cóż.. Ron nigdy nie grzeszył inteligencją, jeśli myśli, że wyciszenie uczuć, emocji coś da... Kiedyś natrą na niego z dwojoną siłą.
Hermiona jest taka.. Hermionowata:) Idealnie oddajesz ją jaką dziewczynę, którą poznałam w książce. Jestem pewna, że tak samo zareagowałaby na Malfoya kręcącego się w jej pobliżu.
Mam nadzieję, że przeczytanie pamiętnika Miony da Draco trochę do myślenia.
Rozdział genialny.:)
Już nie mogę doczekać się kolejnego.:)
Pozdrawiam,
la_tua_cantante_
rozdział interesujący - ujmuje swoją naturalnością w rozwoju akcji: nie za szybko, nie za wolno, realistyczne szkice charakterologiczne. Ciekawe pomysły Dr., choć powstające w walce wewnętrznej, to nie tracące nic ze swojego uroku; ujmująca nieustępliwość w działaniu: połączona nie tylko z konsekwencją w postępowaniu, ale też z zachowaniem jakiejś delikatności, postawy gentlemeństwa ;)
OdpowiedzUsuńrozbudza ciekawość, co będzie dalej :) no i kiedy :)
autorko :)
Lusjana
Naprawdę staram się pisać, kiedy tylko mogę, a tego czasu jest tak malutko. To mój pierwszy wolny weekend, od bardzo dawna ;) Będę się starała, dziękuję za komentarz! :*
UsuńStęskniłam się za tym opowiadaniem. Scena z pomarańczami zabawna i jednocześnie zaskakująca. List do Rona rozczulający i bardzo piękny. Ale najlepsza scena na końcu. Uwielbiam te parę i to jak ich stosunki zaczynają się zmieniać czy wyjaśniać. Fajny pomysł i ogromny plus, że zachowujesz ich charaktery ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Syntia ;)
HIP HIPPPP HUUURAAAAA!! WRÓCIŁAŚ! <3
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wróciłaś na tego bloga,bo to opowiadanie wciągnęło mnie już od pierwszego rozdziału, a zapowiada się coraz ciekawiej. :)
List, który napisałaś jako Hermiona, był taki realistyczny, taki Hermionowaty, że aż złapałam się za głowę! Gratuluję!
Ten moment z pamiętnikiem także wydawał mi się bardzo prawdziwy i nie tylko ze względu na Hermionę, która pokazała w swoich wpisach to jaka była przemądrzała, ale też ze względu na Draco, który na 10000% gdyby miał taką okazję bez wahania przeczytał by pamiętnik Gryfonki.
Coś czuję, że niedługo zmienią się ich relację.
Ciekawe jakie krótkie zdanie napisał w liście Ronald.
I ta końcówka, po prostu przeurocza!
Dobra robota Zou! :*:*
<3
Cudowne!!! *.* Czekam na następny ^^ <3
OdpowiedzUsuństrasznie się cieszę, że wróciłaś, polubiłam to opowiadanie jest bardzo ciekawe :) czekam nakolejny rozdział i przy okazji zapraszam do mnie http://slady-cieni-dramione.blogspot.com/ , kazda opinia jest ważna, bo dopiero zaczynam :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWróć znowu! Proszę. Nie możesz teraz skończyć... wszyscy czekamy :)
OdpowiedzUsuńZou, żyjesz jeszcze? Zaglądasz na bloga?
OdpowiedzUsuńJest on fantastyczny, a historia, którą stworzyłaś, tak inna od reszty, którą do tej pory czytałam.
Mam nadzieję, że nie zapomniałaś o blogu bezpowrotnie i jednak tu zaglądasz. Może jeśli przeczytasz ten komentarz i zobaczysz, że pomimo roku, który upłynął od Twojego ostatniego wpisu, ktoś nadal czeka na rozwinięcie (a nawet dokończenie) tej cudownej opowieści znajdziesz w sobie odrobinę samozaparcia i - przede wszystkim - ochoty na tworzenie, coś się tutaj pojawi.
Życzę tego Tobie i wszystkim, którzy pomimo upływu czasu wciąż tu wpadają :)
Wszystkiego dobrego,
SolAngela