Zanim przejdziecie do czytania rozdziału, chciałabym Wam o czymś moi drodzy powiedzieć. Po pierwsze, chciałabym podziękować tym osobom, które skomentowały poprzedni rozdział, ale sześć komentarzy to był dla mnie szok. Długo myślałam nad dodaniem piątki i dalej nie wiem, czy to słuszny krok. Jest mi przykro, bo widzę, że wchodzicie i czytacie, ale nie chce się Wam skomentować. Jestem kolejną blogerką, która walczy o komentarze, a nad rozdziałami pisze długi tekst, którego połowa nie przeczyta, aby coś wskórać. Nie chcę się powtarzać, ale powiem jedno. Zawiodłam się na Was, a tym którzy są i zawsze będą dziękuję z całego serca. Zapraszam do czytania i komentowania.
Rozdział zabetowała Naele, bardzo Ci dziękuję.
~ Roztargnienie ~
Rozejrzał się
speszony po korytarzu i z niebezpiecznymi ognikami w oczach stanął jego
najciemniejszej części, tak aby nie zostać, broń Merli nie, zauważonym. Wyjął z
kieszeni wibrujące urządzenie mugolskie, przeciągnął po dotykowym ekranie
zieloną strzałkę i przytknął do ucha, uważnie się skupiając. Zmarszczył brwi
nie słysząc nic, oprócz szumu.
- DRACO?! - Piskliwy głos Astorii sprawił, że wzdrygnął się i odsunął telefon
na kilkanaście centymetrów od ucha.
- Nie drzyj się tak, słyszę cię - warknął i rozejrzał się gorączkowo.
- Gdzie jesteś?! Miałeś po mnie przyjechać...
- Małe komplikacje, poczekaj pół godziny, kup sobie coś, no nie wiem,
kobieto... - westchnął zrezygnowany, słysząc jej kolejną napaść nerwicy.
Przeczesał włosy palcami.
- Nie tak się umawialiśmy Draconie! - Jej głos w dalszym ciągu był podwyższony,
jakby bała się, że jej nie usłyszy.
- Za pół godziny czekam na ciebie w galerii. Parking na dachu, bez dyskusji -
warknął zirytowany jej próbą władczości.
- Masz telefon, kochanie. Zawsze możesz zadzwonić i mnie poinformować -
zaszczebiotała, łagodniejąc. Wywrócił oczyma i rozłączył się, o ile stukanie
kilkakrotnie w ekran można tak nazwać. Zrezygnowany brakiem reakcji mugolskiego
urządzenia, wsadził je z powrotem do kieszeni dżinsów. Przeklinał Astorię za
ten cholerny pomysł używania takiego badziewia. Uważał, że było to kompletnie
nie potrzebne, a jego rodzinna tradycja została przez to gówno naruszona.
Usiadł z powrotem na krześle w poczekalni i założył ręce na piersi. Oderwał się
na chwilę od tego, co działo się właśnie w szpitalu, aby spokojnie przemyśleć
kilka spraw. Dzisiejszego wieczoru, oprócz natrętnej Astorii, musiał jeszcze
wejść na chwilę do swojej pracy, aby później móc pouczyć się do egzaminów,
które miał już w przyszłym tygodniu. Nigdy nie miał problemów z nauką w
Hogwarcie, starał się mieć jak najlepsze stopnie, poza tym od wyników zależało
samopoczucie ojca w wakacje i to, jak je spędzi, dopóki nie ukończy siedemnastu
lat. Prychnął pod nosem, nawet gdy stał się pełnoletni, dalej był pod kontrolą
władczego ojca i jego idola-Voldemorta. W jego głowie odezwał się cichy głosik,
napominający o rywalizacji. To prawda, uśmiechnął się na wspomnienie tego, jak
bardzo chciał pokonać Hermionę Granger w ocenach. Jeden jedyny raz mu się to
udało, chociaż nie na długo, ponieważ jego miejsce najlepszego ucznia z eliksirów
zajął później Potter, dzięki tej śmiesznej książce Snape'a. Westchnął
pocierając twarz dłońmi. O czym ja w
ogóle myślę? Wziął głęboki oddech i już miał ponownie zanurzyć się w
myślach, gdy jego oczom ukazał się poobijany ciemnoskóry przyjaciel.
- No wreszcie - burknął. Zabini zmierzył go jedynie spojrzeniem i ruszyli do
wyjścia.
- Możesz mi wyjaśnić, co to za akcja w tym posranym ministerstwie?! - Żachnął
się, gdy wsiedli do sportowego Audi, arystokraty. Blondyn założył na nos czarne
Ray Bany i ze spokojem wyjechał z parkingu.
- Mamy pewne niedokończone sprawy z ministrem.
- Niedokończone sprawy z ministrem?! - zironizował zszokowany. - W co ty
pogrywasz?
- Blaise, uspokój się - westchnął Draco i ruszyli w kierunku posiadłości
blondyna.
- Jak mam się uspokoić, skoro widzę, że ty kolejny raz pakujesz się w jakieś
bagno! Ledwo co wyszedłeś z Azkabanu, masz na karku Pottera, a teraz jeszcze
to! - zawołał, wyliczając na palach. Nie panował nad swoimi emocjami z jednego
prostego względu. Obiecał sobie i jego matce, że będzie go pilnował i nie
dopuści do drugiej podobnej sytuacji. Draco już kilka razy w swoim życiu otarł
się o śmierć i to nie tylko z własnej głupoty. Zabini był nie tyle co
zdenerwowany, on był zwyczajnie wkurwiony.
- Nie musisz się o nic martwić, mam wszystko pod kontrolą - odpowiedział
niezwykle opanowanym głosem.
- Kurwa, Draco!
- Powinieneś mi podziękować, że nie zostałeś zawieszony w prawach aurorskich -
syknął, również się irytując.
- Wielkie, kurwa dzięki. Teraz mi powiesz? - zapytał wytrącony z równowagi.
- Nie i nie pytaj się o to.
- Zajebiście!
- Też tak myślę - odparł Draco i w samochodzie zapanowała cisza. Przez kolejne
dwadzieścia minut żaden z nich się nie odezwał, a gdy tylko znaleźli się na
pięknym podwórku posiadłości Malfoya, Zabini wystrzelił z samochodu i wpadł do
domu, trzaskając drzwiami. Draco westchnął cicho i z piskiem opon wyjechał z
powrotem, kierując się do galerii po swoją niedoszłą narzeczoną.
~*~
Nastała
sobota, a wraz z nią piękny, upalny dzień. Hermiona z uśmiechem robiła zakupy
na ogromnym targu nieopodal centrum Paryża. Uwielbiała świeże owoce i warzywa,
więc widząc różnokolorowe jedzenie wyłożone w skrzynkach, jeszcze delikatnie
mokre od rosy albo obsypane piaskiem, nie mogła się oprzeć, aby nie zrobić tu
zakupy. W jej materiałowej siatce na zakupy znajdowały się już pomidory,
papryka, ogórki, kalarepa, szparagi, pietruszka, czosnek, bazylia, koper,
cebula czerwona, brokuły. Nie mogła się powstrzymać też od nagromadzenia
owoców, więc skutkiem tego było przyniesienie do domu pomarańczy, ćwiartki
arbuza, melona, kilka jabłek, kiwi, truskawek, malin, cytryn i czereśni. Sama
nie wiedziała, kiedy to wszystko skonsumuje, ale jej podświadomość mówiła sama
za siebie, że czas zacząć zdrowo się odżywiać. Gdy rozpakowała już zakupy,
usiadła do biurka i zabrała się za pisanie listu do Ronalda, który to zaczęła
wczoraj wieczorem, jednak łzy i spazmatyczne szlochanie nie pozwoliły jej na
dokończenie go. Dzisiejszego poranka czuła się już o wiele lepiej, a emocje nie
górowały już nad ciałem.
Niezwykle
zadowolona z siebie i swojego koktajlu, który udało jej się stworzyć piętnaście
minut temu, zasiadła przy biurku w drugiej sypialni i zabrała się za czytanie
potrzebnych materiałów do pracy końcowej. Miała na to jeszcze mnóstwo czasu,
jednakże jej dokładność i nawyki ze szkoły nie pozwalały na odłożenie tego na
później. Z westchnieniem dopiła orzeźwiający napój i usłyszała dzwonek do
drzwi. Podniosła wzrok znad właśnie przeglądanych materiałów z prosektorium i
zmarszczyła brwi. Nie umawiała się dzisiaj z nikim, więc wizyta jakiegoś gościa
była dla niej zaskoczeniem. Ruszyła do wejścia, szybko zerkając w lustro i
poprawiając włosy. Jej oczom ukazał się wysoki brunet z nieśmiałym uśmiechem na
twarzy.
- Logan! - Pisnęła zadowolona i przytuliła go delikatnie na powitanie. Chłopak
wszedł do środka, najwyraźniej rozluźniony i zdjął buty. Przeszli do salonu, a
Hermiona nie mogła przestać się uśmiechać.
- Mi też miło cię widzieć, Herm.
- Co cię sprowadza?
- Chyba sumienie - westchnął. Gryfonka uniosła zaskoczona brwi.
- Nie bardzo rozumiem.
- Cóż, muszę przyznać, że nasze ostatnie spotkanie nie należało do
najprzyjemniejszych. - Zrobił znaczącą minę. - A ja się później nie odzywałem i
jest mi z tego powodu cholernie głupio. - Granger przez krótką chwilę chciała
mu przyznać rację, ale ugryzła się w porę w język i uśmiechnęła się
dobrodusznie.
- Nie mówmy o tym Logan. Muszę przyznać, że brakowało mi rozmów z tobą.
- Mi z tobą też.
- Napijesz się czegoś?
- Myślę, że nie zdążymy - odparł, zerkając na zegarek. Zdziwiła się marszcząc
brwi.
- A czemu? - zapytała zaciekawiona. Chłopak spojrzał na nią z chłopięcym
uśmiechem i wyszczerzył zęby. Z kieszeni czarnej marynarki wyjął podłużny
bilet. Hermiona przez chwilę się mu przyglądała, aż w końcu sobie przypomniała.
- Teatr!
- Dokładnie tak, panno Granger.
- Zupełnie zapomniałam!
- Zauważyłem - parsknął i pokręcił głową na jej roztargnienie.
- Och, nie pamiętam, gdzie włożyłam swój bilet - mruknęła lekko zażenowana i
podrapała się po głowie. Logan uśmiechnął się jeszcze szerzej i nagle w jego
dłoni pojawił się drugi.
- Co ty byś beze mnie zrobiła...
- Też się zastanawiam - odparła i oboje się zaśmieli. W ekspresowym tempie
zdążyła wciągnąć czarną, rozkloszowaną spódnicę i stalową koszulę mgiełkę, a z
szafy odkopać pantofle na delikatnym obcasie. Do torebki wrzuciła jedynie
potrzebne rzeczy i dziesięć minut później stali już pod przeogromnym Teatrem
Marigny. Ruszyli spokojnym krokiem do środka, trzymając się pod ramię. Weszli
przez pięknie, zdobione drzwi do groźnie wyglądającego wnętrza. Nie korzystając
z szatni, udali się od razu do sali, w której miał się odbyć spektakl. Pokazali
bilety, które pracownik teatru rozerwał i weszli zajmując odpowiednie miejsca.
Było mnóstwo ludzi, więc Hermiona nie czuła się skrępowana.
- Gotowa?
- Oczywiście. - W tym samym momencie zgasły światła, a do ich uszu dotarł
piękny dźwięk grany na pianinie.
~*~
Siedziała
na drewnianym parapecie, wyglądając za okno. Słońce chyliło się ku zachodowi,
tworząc niebiańską otoczkę z bladoróżowych i pomarańczowych barw. Złota kula
delikatnie i powoli znikała na horyzoncie, tworząc mozaikę na niebie.
Bladoniebieski kocyk otulał jej nagie nogi, a za duża koszulka zwisała z
jednego ramienia. Pięknie pachnąca latte ogrzewała jej dłonie owinięte
bandażami. Prawie niewidoczna zmarszczka pojawiła się na czole, gdy rozmyślała
i wspominała o wypadku. Ogromna gula ściskała jej gardło, a łzy cisnęły się do
oczu. Nigdy więcej nie chciałą wspominać upiornej inkwizycji mugolskiej policji
ani pobytu w mugolskim szpitalu, gdzie chcieli założyć jej kołnierz
ortopedyczny. Wzdrygnęła się na wspomnienie tych absurdalnych pomysłów. Po
wyjściu na własne życzenie, udała się od razu do szpitala czarodziei, gdzie
podali jej substancje lecznicze i nic nie kazali zakładać prócz bandaży.
Wywróciła teatralnie oczyma i wzięła głęboki łyk kawy, próbując wymazać tym
razem z pamięci te duże, brązowe oczy, które przeszyły ją na wskroś, gdy
próbowała mu pomóc. Starając się o tym nie myśleć, zsunęła się z dużego
parapetu, a koc opadł na podłogę. Ruszyła przez przytulny pokój do schodów i
lekkim krokiem zeszła na dół. Znalazła się w kuchni i odstawiła kubek do zlewu,
wdychając głęboko powietrze. Dlaczego
ciągle o nim myślisz, głupia? Zapewne, gdyby mnie zobaczył, to sam by mi
jeszcze przyłożył. Wzdrygnęła się ponownie i zbeształa się za te myśli.
Powinna zapomnieć o tym cholernym wypadku i o tym chłopaku, którego potrąciła.
Miała szczęście, że ta sprawa nie poszła nigdzie dalej. Starając się odgonić
myśli, usiadła nad albumem ze swoimi zdjęciami i rozpoczęła pracę nad nimi.
~*~
- Blaise, długo się
tak będziesz dąsać? - zapytał Draco,
wchodząc do salonu i stawiając na ziemi torby z zakupów Astorii. Ciemnoskóry
uniósł swoje czujne spojrzenie znad jakiegoś pisemka, obrzucił przyjaciela
chłodnym spojrzeniem i wrócił do czytania. Blondyn wywrócił oczyma i poszedł do
kuchni, wyjmując z lodówki schłodzoną whisky. Nalał sobie do kwadratowej
szklanki i wrzucił cztery kostki lodu. Nie patrząc nawet na swoją narzeczoną,
ruszył do gabinetu. Rozsiadł się wygodnie w fotelu i wyjął telefon komórkowy ze
spodni. Przyjrzał się temu urządzeniu raz jeszcze, ale pokręcił z dezaprobatą
głową i odłożył go do szuflady. Zabrał się za papierkową robotę, która
piętrzyła się na jego biurku. Posiadanie własnej firmy, zwłaszcza tak szybko
rozwijającej się, nie należało do najprostszych zadań. Nie narzekał jednak,
zawsze lubił mieć pieniądze i zawsze je miał. Jednakże myśl, że miałby siedzieć
w domu i nic nie robić, przyprawiała go o mdłości. Dlatego też może tak bardzo
uparł się żeby zainwestować w coś swojego, a dodatkowo zrobić kurs. Kurs...
Nagle przypomniał sobie o Granger, i nie wiedzieć czemu, poczuł dziwne
mrowienie w dłoniach. Ta dziewczyna doprowadzała go do wściekłości, jednak
musiał przyznać nawet sam przed sobą, że ostatnie wydarzenia trochę zmieniły
jego stosunek do byłej Gryfonki. Sam nie wiedział jak bardzo, jednak zauważył
zmiany, których może nawet i ona nie zauważyła...
Stukot dziobania w szybę
przywrócił go do rzeczywistości. Zdał sobie sprawę, że kiedy tak myślał,
szklanka z whisky zatrzymała mu się w pół drogi do ust. Pokręcił głową z
roztargnieniem i ruszył do okna, wpuszczając białą sowę. Uniósł wysoko brew,
ale wziął do ręki kopertę i dał się ptaku napić wody. Usiadł na fotelu i zaczął
czytać treść listu.
Malfoy!
O
ile mnie pamięć nie
myli, to według naszej umowy (niezawartej nigdzie) powinieneś mieć oko na Hermionę, a
nie w spokoju popijać whisky.
Nie irytuj mnie takim zachowaniem, bo gotowy osad do ministra leży w
mojej szufladzie...
Hermiona wysłała
dzisiaj list do Rona, w którym zawarła, że chce
się z nim spotkać. Wiem jaka jest i nawet jeśli jej mówiłem, żeby dała mu spokój i nie
odzywała się do
niego, nie posłuchała. Wiem też, że jeżeli sobie coś postanowiła to to zrobi, a
uwierz mi, to nie jest dobry moment na
tego typu spotkania. Proszę Cię, Draco, zwiększ
czujność nad Hermioną, dowiedz się, kiedy ma zamiar pojechać do Rona, wybadaj całą
sytuację i najlepiej, jakbyś nie spuszczał jej z oka.
Umowa dalej nas zobowiązuje,
nie zapominaj.
Harry Potter
Gniewnie zmarszczył brwi i szybko
wypił całą zawartość szklanki, czując przyjemne palenie w gardle. Niech cię szlag, Potter! Warknął w
myślach i rzucił pergamin na biurko masując skronie. Niby jakim cudem mam jej nie spuszczać z oka? W co ja się, kurwa
wpakowałem... Zirytowany do granic możliwości, wstał zostawiając papiery do
wypełnienia i ruszył do swojej sypialni. Po drodze spotkał Astorię, która
ochoczo zarzuciła mu ramiona na szyję i uśmiechnęła się jednoznacznie.
- Astorio, nie mam teraz czasu... - westchnął i położył jej rękę na biodrze,
aby ją odepchnąć, jednak kobieta źle odebrała jego zamiary. Przylgnęła do niego
całym ciałem i złożyła na jego szyi delikatny pocałunek. Bądź co, bądź Draco
lubił takie zabawy, a Astoria była w tym naprawdę niezła.
- Naprawdę muszę coś załatwić - mruknął. Brunetka nie dawała za wygraną i
otarła się o jego męskość. To podziałało jak płachta na byka. Blondyn od razu
cały się spiął, a w głowie obliczył, że minęły już prawie dwa tygodnie bez
seksu. Nie mogąc się powstrzymać, położył drugą dłoń na biodrze swojej
narzeczonej, dając jej zielone światło. Uśmiechnęła się tryumfująco i powoli wsunęła
mu palce w blond włosy, mrucząc rozkosznie.
- Nie miałeś ostatnio ochoty, Draco...
- No nie - odparł, starając się zachować jak najwięcej spokoju.
- Tęskniłam za naszymi zabawami - mruknęła mu tuż koło ucha i przygryzła
płatek. Tego było za wiele, blondyn zsunął dłonie na jej tyłek i mocno go ścisnął.
Uniósł ją szybko tak, że obejmowała go nogami w pasie i ruszył pędem do
sypialni. Zamknął drzwi na klucz i wyciszył magią niewerbalną. Rzucił na łóżko
rozpaloną kobietę. Uśmiechnęła się, lubieżnie oblizując usta. Dopiero teraz
przyjrzał się, co miała na sobie. Czerwona sukienka do połowy uda i wysokie,
czarne czółenka. Nie obchodziło go teraz nic, owładnęło nim pożądanie.
Pociągnął ją za dłonie, tak aby usiadła i szybkim, sprawnym ruchem pozbawił jej
czerwonego kawałka ubrania. Została w samej czarnej, koronkowej bieliźnie. Buty
szybko wylądowały na podłodze, podobnie jak jego koszula dzięki sprawnym palcom
brunetki. Gdy zabierała się za jego spodnie, on całował jej szyję i dekolt, co
chwilę wysłuchując przepełnionych pożądaniem jęków. Podniecał się z każdym
następnym dźwiękiem, więc nim zsunął spodnie, pozbył się koronkowego stanika,
uwalniając sporych rozmiarów piersi. Zaczął je ściskać i muskać, doprowadzając
ją tym do szaleństwa. Piszczała, gdy je ssał i przygryzał, wbijała paznokcie w
plecy, co jeszcze bardziej go podniecało. Gdy już sam nie mógł wytrzymać,
zsunął błyskawicznie spodnie i bokserki. Patrzyła na niego szeroko otwartymi
oczyma i dalej się uśmiechała. Przejechał dłonią po jej brzuchu, a następnie po
jej najczulszym miejscu. Gdy włożył w nią dwa palce, wygięła plecy w łuk i
zaczęła rozkosznie jęczeć. Nie dał jej tej satysfakcji i po chwili mocno wbił
się w nią, wypełniając całą. Już nie dla jej, ale swojej przyjemności zaczął się
szybko i sprawnie poruszać. Czuł w sobie wzbierający wybuch, jednakże poczekał,
aż jego towarzyszka dojdzie pierwsza. Po jej cichym krzyku sam spełnił swoje
pragnienia. Głośno oddychając, opadł na nią i wciągnął głośno powietrze.
Brunetka oplotła wokół niego dłonie i mocno go przytuliła. Po kilku minutach
bezruchu wyszedł z niej i od razu wstał. Przeczesał palcami włosy i mrugnął do
niej. Uśmiechnęła, się ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
- Co teraz? - zapytała cicho.
- Jeszcze ci mało? - Zdziwił się. Zaśmiała się, oblizując usta i kiwnęła głową.
- Wychodzę - odparł, lodowatym głosem. Nie usłyszał żadnej odpowiedzi, więc
podszedł do komody i wyjął czystą bieliznę. Szybko wciągnął krótkie dżinsowe
spodenki i z wieszaka zdjął czarno-szaro-czerwoną koszulę w kratę. Zarzucił ją
na umięśnione plecy i zapiął guziki, zostawiając trzy górne. Jeszcze raz
przeczesał włosy, wsadził różdżkę za pasek i skierował się do wyjścia.
- Dokąd idziesz?
- Mam coś do załatwienia - odparł, nawet się nie odwracając.
- Kiedy wrócisz?
- Nie wiem. - Wywrócił oczyma i ruszył do wyjścia. Po drodze nigdzie nie
spotkał Blaise'a, dlatego postanowił z nim poważnie porozmawiać pod wieczór.
Przy drzwiach wyciągnął dłoń, w myślach mówiąc do mnie i kilka sekund później, kluczyki do sportowego Audi
znalazły się w jego dłoni. Cień uśmiechu pojawił się na jego twarzy, a po
chwili mknął już obwodnicą do centrum Paryża.
~*~
- To było cudowne!
- zawołała Hermiona, gdy wyszli z teatru. Logan wyciągnął w jej kierunku
łokieć, który chętnie ujęła.
- W sumie, kiedyś byłem już na tym spektaklu, jednak ten dzisiejszy bije go na
kolana.
- Ta muzyka - westchnęła, mrucząc cicho.
- Niesamowite. Na co masz teraz ochotę? - zapytał, gdy doszli do Pól
Elizejskich. Spojrzała na niego nierozumiejącym wzrokiem. - Jakaś kawa,
herbata?
- Koktajl?
- To koktajl - odparł uśmiechając się i ruszyli w stronę centrum.
- Co u ciebie w ogóle? - zapytała.
- Ostatnio miałem duże zamieszanie w pracy. Jeden łowca odebrał nie tego
czarodzieja, co powinien. Cała papierkowa robota spadła na mnie, włącznie ze
ściąganiem tego właściwego doradcy.
- Och, to rzeczywiście - odparła, marszcząc brwi.
- Paul mi mówił, że widział się z tobą w Akademii...
- Tak, zaczepił mnie w bibliotece. - Kiwnęła głową i spojrzała w jego ciemne
jak węgiel oczy. Logan milczał przez chwilę.
- To mój bardzo dobry kumpel - wyrzucił z siebie. Hermiona poczuła jakby to
była jakaś sugestia, dlatego wyprostowała się i spojrzała pytająco na chłopaka.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Nic, tak tylko mówię. - Wzruszył ramionami, zbijając ją z tropu i weszli do
pobliskiej restauracji.
- Jaki koktajl sobie pani życzy? - zapytał zmieniając temat. Hermiona
przyjrzała się karcie z zimnymi napojami.
- Mmm, poproszę ten z marakui, melona i jagód.
- A ja wezmę z pomarańczy, cytryny i grejpfruta.
- Już podaję - odparła kelnerka i rozpoczęła miksowanie świeżych owoców, gdy
oni zaś usiedli przy barze.
- Jak ci się podoba w Akademii?
- Jakoś staram się nadążyć - wyznała i wzruszyła ramionami. - Zajęć z
prosektorium nie zaliczam do najlepszych - żachnęła się i opowiedziała mu w
skrócie ten incydent. Logan śmiał się wniebogłosy, sprawiając, że jej twarz
płonęła czerwienią.
- Jesteś bardzo przyjacielski, doprawdy.
- Oj, nie gniewaj się, Herm - parsknął. Wywróciła oczyma i wzięła od kelnerki
swój koktajl. Ruszyli do wyjścia.
- A tak poza tym, to dużo nauki. Nie mogę uwierzyć, że minęły już trzy
tygodnie.
- Czas leci, nim się obejrzysz będzie grudzień.
- Och, jeszcze nie - powiedziała błagalnym tonem, a Logan zaśmiał się cicho.
Objął ją po przyjacielsku ramieniem i ruszyli w stronę Akademii. Zeszli w
rozmowie na lekkie tematy, co rozluźniło nieco napiętą atmosferę. Granger czuła
się swobodnie w jego towarzystwie, był zabawny, potrafił porozmawiać o trudnych
rzeczach, chociażby o ekonomii w państwach Wschodu. Zaskakiwał ją co chwila
swoją wiedzą, jednakże nie dała mu się zbić z tropu, a swój cięty język
wypuściła na wolność. Cóż, mogła stwierdzić, że mimo kąśliwych uwag, Logan w
dalszym ciągu był tym samym Loganem, co bardzo ją cieszyło.
- Och, doprawdy, dalej uważam, że hipogryfy to piękne stworzenia - powiedziała,
gdy zaczęli wspinać się po schodach w jej bloku mieszkalnym.
- Nie rozumiem cię Herm, przecież one są obrzydliwe. Jak koń może mieć
skrzydła? To niedorzeczne. Jeszcze ten wstrętny dziób.
- Och uwierz mi, że latanie na hipogryfie jest o wiele lepsze niż latanie na
miotle - zachichotała.
- Nie sądzę, panno Granger - Słysząc ten głos, zamarła w pół kroku i spojrzała
przed siebie. Tuż pod jej drzwiami stał oparty i wyluzowany nie kto inny jak
Draco Malfoy. Nie potrafiła ukryć zdziwienia, poza tym Logan też nie. Miała
lekko rozchylone usta, przez co musiała wyglądać nie mniej niż komicznie.
- Ty na ten temat nie powinieneś się raczej wypowiadać. - Udało jej się
wykrztusić i nawet powiedzieć to sarkastycznym tonem. Na jego twarz wpłynął
ironiczny uśmiech, ale nie dosięgał on oczu. - Co robisz, przepraszam pod moim
mieszkaniem?
- Stoję, nie widać? - Zarumieniła się i zacisnęła dłonie.
- Widzę, ale wydaje mi się, że śmieci zabierali już dawno temu - odwarknęła,
sprawiając, że jego wzrok stał się lodowaty.
- Widzę, że przeszkodziłem. - Spojrzał znacząco na Logana, który stał i
wpatrywał się w to jedno i w drugie. Puścił dotkliwą uwagę Gryfonki mimo uszu i
taksował teraz wzrokiem jej towarzysza.
- Ty zawsze przeszkadzasz - syknęła.
- Och, ostatnio uratowałem cię przed trupem, więc nie wiem czy tak bardzo
przeszkadzałem. - Uśmiechnął się tryumfalnie, czym jeszcze bardziej ją
zdenerwował.
- Logan, wejdź proszę do mieszkania, zaraz do ciebie przyjdę - poprosiła i
podała mu pęk kluczy. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, aż w końcu brunet
westchnął i wykonał jej prośbę. Zostali na korytarzu sami. Nabrała pewności
siebie i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, uparcie wpatrując się w jego
błękitne tęczówki z szarymi przebłyskami. Nie udało jej się nic wyczytać z jego
twarzy, oprócz chłodu, którym ją obdarzał. Starała się zrozumieć sens jego
wizyty, ale za cholerę nie przychodziło jej nic do głowy. Wypuściła głośno powietrze
i uniosła jedną brew do góry.
- Skoro nie masz co robić z czasem, to nie marnuj przynajmniej mojego.
- Och, uwierz mi, że mógłbym być właśnie teraz w innym miejscu - warknął, zanim
zdążył ugryźć się w język. Zaklął pod nosem na swoje riposty i wywrócił oczami
w duchu. Jej reakcja była natychmiastowa, przybrała bardziej podejrzliwą minę,
a w oczach pojawił się ten tajemniczy błysk.
- Więc co cię sprowadza w moje skromne progi? - Jej głos sprawił, że poczuł się
nieswojo. Zdziwiony tą reakcją organizmu, zaczął gorączkowo szukać w głowie
odpowiedzi na jej pytanie. Bo tak naprawdę, co
ja tu u licha robię? Ach tak, Potter grozi mi, że mnie wyda, więc muszę cię
mieć "na oku", Granger. Więc siedź cicho i nie marudź. Zaklął
ponownie na Pottera w duchu i wyjął ręce z kieszeni.
- Potrzebuję notatek z ostatnich zajęć - odpowiedział bardzo stanowczym tonem,
co sprawiło, że Hermionie opadła szczęka. Starała się przeanalizować jego
wypowiedź, a później zaczęła się przyglądać jego twarzy, sprawdzając, czy sobie
z niej żartuje, czy rzeczywiście zjawił się tutaj z takich powodów. Gryfońska
rozwaga nie pozwoliła się przechytrzyć.
- Co ty kombinujesz? - zapytała, unosząc brew i mrużąc oczy. Wywrócił
teatralnie oczami, doskonale wiedząc, że jest wspaniałym aktorem.
- Granger to logiczne, że na samym początku nikt nie robi notatek, a wiem, że
ty byś nie przepuściła, gdybyś nie miała choć jednej lekcji. Jestem pewny, że
masz nawet skądś te z prosektorium - zauważył słusznie. Hermiona zarumieniła
się i przygryzła dolną wargę.
- Powiedzmy, że ci wierzę, chociaż to absurd - westchnęła w końcu. Ruszyła
powoli do drzwi, dalej go obserwując, ale w końcu dała za wygraną. Weszli do
środka, zastając krzątającego się po kuchni Logana. Właśnie wkładał na talerz
kanapki. Gdy zobaczył blondyna, zatrzymał się w pół kroku i przybrał kamienną
minę. Hermiona z zakłopotania uśmiechnęła się nerwowo i przestąpiła z nogi na
nogę.
- Eee...Malfoy...znaczy Draco przyszedł tylko po notatki - mruknęła, wywracając
oczami i odłożyła klucze i torebkę na stolik do kawy. Blondyn stanął nieopodal
z rękoma w kieszeniach i dyskretnie oglądał mieszkanko wielkości jego sypialni
i łazienki.
- Zrobiłem nam kolację, Herm - odparł spokojnie Logan i posłał jej chłopięcy
uśmiech. - Masz ochotę na herbatę czy sok jabłkowy?
- Sok jabłkowy, poproszę. - Rozluźniła się nieco i ruszyła do swojego mini
gabinetu po arkusz pergaminów. Gdy wróciła, arystokrata spojrzał na nią
zdziwiony.
- Wiedziałem, że na tobie zawsze można polegać. - Uniosła brew, ponownie czując
przypływ odwagi i położyła wszystko na stoliku.
- Których dokładnie potrzebujesz?
- Z biochemii i anatomii - odparł spokojnie, przyglądając się każdemu jej
ruchowi. Starał się znaleźć w mieszkaniu coś dziwnego i niepokojącego, ale nic
takiego nie wpadło mu w oko. Gdyby nie
było tutaj tego typka, mógłbym spokojnie wypytać Granger, a teraz graniczy to z
cudem, zaraz mnie wywali za drzwi. Poza tym, sam chyba nie chcę siedzieć w tej
klitce. Uciszył swoje myśli i wziął od brunetki notatki. Nagle ogromna gula
pojawiła się w jego gardle, ale czując w sobie wewnętrzną potrzebę i kulturę
zmusił się do uniesienia kącików w normalnym geście i rzekł:
- Dziękuję. Hermiona wybałuszyła na niego oczy, ale jedynie skinęła głową.
Zapanowała krępująca cisza, którą ponownie przerwał Logan.
- Cóż, to wszystko? - Ton jego głosu był opryskliwy, czym zaskoczył brunetkę,
chociaż w głębi duszy cieszyła się z tego. Nie wiedziała, czego blondyn jeszcze
od niej chciał, ale nie miała ochoty go już dłużej trzymać w swoim mieszkaniu.
- Tak - burknął Ślizgon i spojrzał na Hermionę, unikając chłopaka.
- Będziesz w poniedziałek na zajęciach? - Sam zastanawiał się, po cholerę się o
to zapytał, skoro to było oczywiste. Po prostu musiał jakoś zakończyć ten
żenujący teatrzyk.
- Oczywiście - odparła zdumiona.
- To wtedy ci je oddam. E... do zobaczenia - mruknął i po chwili go nie było.
- Dziwny jest, nie lubię go - wyrzucił z siebie Logan. Hermiona przeniosła na
niego swoje brązowe tęczówki i kiwnęła głową.
- Tak, dziwny...
- Wszystko okej?
- Tak, przepraszam zamyśliłam się. Idę się przebrać i możemy jeść. - Posłała mu
już pogodniejszy uśmiech i ruszyła do sypialni.