niedziela, 29 czerwca 2014

4.


~ Przemyślenia ~


      
      Trzask teleportacji sprawił, że Hermiona podskoczyła wystraszona na kanapie i otworzyła zmęczone powieki. Harry wszedł do saloniku i zapalił wysoką lampę stojącą przy sofie. Brązowowłosa siedziała oparta o poduszki i przykryta kocem, najwyraźniej przysypiała w oczekiwaniu na jego przyjście. Na stoliku stał stos kanapek, owoce i herbata, która zapewne była już zimna. Wybraniec uśmiechnął się delikatnie i westchnął głęboko, siadając obok przyjaciółki i patrząc na nią troskliwie.
- Przepraszam, sprawy się przeciągnęły - zaczął mówić, spoglądając na zegarek, który pokazywał dwudziestą trzecią trzydzieści. Kobieta uśmiechnęła się delikatnie i ziewnęła przeciągle.
- Nic nie szkodzi, ale herbata ci wystygła. - Oboje parsknęli śmiechem, a Harry wstał, odwieszając kurtkę i skierował się do kuchni, aby wstawić wodę w czajniku na gaz.
- Zaraz wypijemy nową z cytryną i miodem - mruknęła z zadowoleniem Hermiona i wzięła jedną kanapkę z sałatą, szynką, rzodkiewką i szczypiorkiem.
- Gdzie tak długo byłeś? - Chłopak spojrzał na nią niepewnie, ale po chwili kąciki jego ust drgnęły ku górze.
- Sprawy służbowe, w końcu po to tu  poniekąd przyjechałem.
- A już myślałam, że tylko ze względu na mnie - przedrzeźniła go.
- Oczywiście, że tak. Ale łączę przyjemne z pożytecznym - odparł, wzruszając ramionami. Granger zaśmiała się delikatnie i dokończyła kanapkę.
- Na ile zostajesz?
- Dwa dni.
- Tylko? - zdziwiła się, pochmurniejąc. Potter zalał herbatę w dwóch kubkach i przyniósł do salonu, stawiając przed przyjaciółką.
- I tak ledwo co udało mi się wyrwać. Mamy teraz nawał pracy...
- Rozumiem - mruknęła. Upiła łyk gorącego napoju i spojrzała w jego zielone tęczówki. Próbowała z nich odczytać cokolwiek, co by podpowiedziało jej o jego uczuciach, jednak był bardzo tajemniczy. Hermiona zdawała sobie sprawę z tego, że Harry nie ma teraz łatwego życia. Był przyzwyczajony do tego, że wszyscy jego bliscy byli przy nim, zawsze. Teraz nagle nie został nikt, a on jest zagubiony we własnych uczuciach. Gryfonka jako jedyna znała go na tyle dobrze, że doskonale wie o każdym jego utrapieniu, problemie, radości. Widzi, kiedy kłamie i próbuje coś ukryć, a gdy chce kogoś do czegoś przekonać, oprócz niej, nikt mu nie wierzy. Jest jej najlepszym przyjacielem, bratem, którego nigdy nie miała.
- Jesteś niemożliwa, Miona. - Westchnął i pokręcił głową. Spojrzała na niego zaskoczona.
- Dlaczego?
- Znam ten wzrok, już mnie rozgryzłaś - zauważył sprytnie, a ona zarumieniła się delikatnie. Patrzyli sobie w oczy przez jakiś czas, aż Hermiona uśmiechnęła się pod nosem.
- Można z Ciebie czytać jak z otwartej księgi, dopóki nie jest pisana metaforami.
- Słuszne stwierdzenie. - W jego oczach pojawił się tajemniczy błysk, ledwie zauważalny.          Przez chwilę panowała cisza, ale Harry przerwał ją, zaczynając temat o zajęciach. Granger skutecznie unikała tematu, który trapił ją przez cały dzień, natomiast ze szczegółami opowiedziała mu o Loganie, Aprylin i Paulu. Potter, jak zwykle, okazał się świetnym słuchaczem, a Hermiona czuła coraz to większą ulgę, gdy mu o wszystkim opowiadała. W głębi duszy cieszyła się z nowych znajomości, jednak spotkanie z Wybrańcem upewniło ją w przekonaniu, że tych prawdziwych przyjaciół nie zastąpi nikt ani nic. Granger wydusiła z niego również informacje o Ginny, co u niej, jak sobie radzą. Potter nie był skory do rozmów na ten temat, jednak podobnie jak jego przyjaciółka, musiał się komuś najzwyczajniej w świecie wygadać. Poza tym Hermiona była jedyną osobą, do której mógł się zwrócić ze wszystkim, dosłownie.
- Powoli jakoś się toczy - westchnął i przeciągnął się ze zmęczenia. Gryfonka również czuła jak jej oczy się przymykają, dlatego odrzuciła kocyk i wstała powoli, zbierając naczynia.
- Pamiętaj Harry, że na weekendy zawsze możesz się u mnie zjawić - zażartowała. Spojrzał na nią spode łba.
- Ty też zawsze możesz wpaść do mnie na herbatkę.
- Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to ryzyko przy teleportacji - westchnęła i zgasiła światło w kuchni. Chłopak pokiwał głową i również wstał.
- Jakoś damy radę, Herm. Ze wszystkim - dodał i przytulił ją mocno do siebie. Gryfonka wciągnęła do płuc jego zapach perfum i delikatnie wypuściła powietrze. Spojrzała mu w oczy i pocałowała delikatnie w policzek.
- Dziękuję, że jesteś.
- To ja dziękuję - odparł. Po sprzątnięciu ze stolika, Hermiona przetransmutowała sofę w jednoosobowe łóżko. Przyniosła jedną ze swoich poduszek, a koc również zamieniła na cieplejszą kołdrę. Harry zniknął w łazience, a ona z racji, że była już wykąpana, wślizgnęła się do swojego łóżka i po kilku minutach ponownie zasnęła, całkowicie zapominając o problemach.
~*~
           
            Od momentu wyjazdu Harry'ego minął kolejny tydzień. Hermiona zaczęła odczuwać doskwierającą jej samotność i rutynę, mimo że całe dnie planowała tak, aby nie siedzieć samej w mieszkaniu. Książki na nowo stały się głównym źródłem jej zainteresowań, a nauka wypełniała cały jej wolny czas. Anatomia człowieka, zaklęcia uzdrawiające, uroki, klątwy, eliksiry. To wszystko wydawało jej się czymś absurdalnym, jednak chłonęła tę wiedzę jak gąbka i nie pozwalała sobie na jakiekolwiek ominięcia tematów. Wiedziała, że praca magomedyka wiąże się z ogromnym zaufaniem, cierpliwością i wyrafinowaniem. Tu już nie chodzi o papierkową robotę, układanie książek czy polowanie na śmierciożerców. Tutaj chodzi o ludzkie życie i ciało, które trzeba uratować, aby dusza mogła w spokoju żyć do końca jej dni. Poza tym filozofowaniem, które stało się ostatnio bardzo modne, było strasznie dużo nauki. Hermiona zdawała sobie sprawę, że pół roku to jest jedynie pestka przy tym, co muszą odbywać mugole. Zdawała sobie sprawę, że kurs magomedycyny, na którym się znajduje, to jedynie podstawa do tego, aby dostać pracę i być na najniższym szczeblu, jeśli chciała piąć się w górę i stanąć kiedykolwiek przy stole operacyjnym albo pracować przy naprawdę ciężkich przypadkach, już teraz musiała zacząć uczyć się do rzekomo śmiertelnie trudnych dodatkowych kierunków. Miała jak na razie w planie zrobić takich trzy, a co z tego wyjdzie, dowie się w praniu.
            Siedziała właśnie przy stoliku w przeogromnej bibliotece Akademii i wertowała książkę uroków i przeciw uroków. Niedługo miała zaliczenia i musiała się nauczyć wszystkich tych zaklęć oraz działań i postępowań związanych w unicestwieniem ich. Zazwyczaj, gdy Hermiona rozmawiała z koleżankami z roku, dowiadywała się, że one nie potrafią się uczyć tego wszystkiego na pamięć, dlatego w większości przypadków piją specjalnie eliksiry utrwalające pamięć na kilka godzin. Hermiona nie pochwalała tego systemu nauki, tym bardziej, że po tych kilku godzinach w głowie panowała idealna pustka. Mija się to oczywiście z celem ukończenia tych studiów, ale nie przejmowała się czyjąś głupotą. Ona bez jakichkolwiek wspomagaczy potrafiła się tego wszystkiego nauczyć i nie specjalnie się tym też chwaliła.
- Hej. - Usłyszała tuż nad uchem i podniosła głowę, mrugając szybko. Oczy od ciągłego wpatrywania się w zżółkniałe kartki w zderzeniu z normalnym światłem nieco ją zabolały. Obraz wyostrzył się w ciągu kilku sekund i ujrzała przed sobą znajomą twarz. Wysoki szatyn uśmiechał się do niej delikatnie. Hermiona odwzajemniła uśmiech i wzięła swoją torbę z krzesła obok, aby Paul mógł usiąść.
- Cześć - odpowiedziała po czasie i odsunęła od siebie podręczniki, splatając dłonie. - Co tutaj robisz?
- Szukam książek.
- Nie widziałam cię tutaj wcześniej, nie wiedziałam, że studiujesz magomedycynę - powiedziała przyglądając mu się uważnie. Chłopak uśmiechnął się szerzej i przeczesał włosy palcami.
- Bo tutaj nie studiuję.
- Nie bardzo rozumiem... - Zmarszczyła brwi.
- Ta biblioteka jest ogólnodostępna. Korzystają z niej w większości wszyscy studenci w całym Paryżu, jest tutaj największy zbiór książek - wytłumaczył i oparł brodę na dłoni. Hermiona zarumieniła się lekko, przypominając sobie, że czytała o tym w którejś książce o historii Akademii.
- Dzięki, warto wiedzieć.
- Nie ma za co.
- A w takim razie, co studiujesz? - zapytała, czując się lekko niezręcznie. Podczas rozmowy uważnie obserwowała mimikę jego twarzy, ale niestety do perfekcji miał opanowaną maskę i wszystkie uczucia, które się przez nie przewiną. W pewnej chwili pomyślała, że zbyt dużo tajemniczych osób się wokoło niej kręci, ale zaraz skarciła się za te myśli.
- Prawo, jestem na ostatnim roku studiów - odparł spokojnie i wziął do ręki jeden z tomów leżących nieopodal. Hermiona uniosła wysoko brwi i pokiwała głową z uznaniem.
- To ładnie, a co potem?
- Własna kancelaria w Londynie - odparł tajemniczym głosem i spojrzał na nią, znad czytanego tekstu. Kolejny raz się zdziwiła i przekrzywiła lekko głowę.
- W Londynie? W Paryżu szybciej dostałbyś taką pracę.
- Ale w Anglii szybciej dostanę klientów.
- No tak, trzeba rozważać wszystkie aspekty. - Zaśmiała się delikatnie.
- Co będziesz miała po przerwie? - zapytał, spoglądając na zegarek. Granger od razu wyjęła z torby swój kalendarz i spojrzała na plan, który dostała w sekretariacie.
- Hm... - mruknęła szukając wzrokiem dzisiejszego dnia. - Zajęcia w prosektorium. - Wzdrygnęła się na samą tą myśl, a Paul wyszczerzył zęby.
- Chyba nie masz odrzutu wymiotnego, co?
- Nawet mnie nie strasz - żachnęła i oboje się zaśmiali. Powoli zaczęła pakować podręczniki do torby.
- Odprowadzę cię pod salę - zadeklarował, gdy oboje wstali. Posłała mu uprzejmy uśmiech.
- Jeśli masz czas, to z chęcią.
- Przyjemności nie można sobie odmawiać - szepnął tuż koło jej ucha, gdy szli w stronę wyjścia. Przeszedł ją miły dreszcz po plecach, a policzki lekko się zaróżowiły. Gdy wyszli na obszerny korytarz i kierowali się w kierunku schodów do piwnic, Hermiona ujrzała znienawidzoną przez siebie blond czuprynę. Przez natłok nauki i brak czasu na cokolwiek zupełnie zapomniała o Malfoyu. Odkąd dowiedziała się, że jest z nią na roku unikała go jak ognia, zresztą on zachowywał się podobnie. Nie wymieniali się żadnymi kąśliwymi uwagami, na szczęście, ale też nie rozmawiali, nie spoglądali na siebie, nie istnieli. Jednak dyskomfort w jego towarzystwie pozostawał i Gryfonka, choćby z całej siły chciała, nie potrafiła się go pozbyć. Nie wiedzieć czemu, zawsze jak go widywała zastanawiała się, czy kolejny raz rzucą się sobie do gardeł i zaczną wyzywać od najgorszych. Jednak od incydentu w klubie nie mieli ze sobą styczności.
- To jest ten typek z klubu? - zapytał Paul, dyskretnie wskazując na blondyna głową. Hermiona spojrzała na niego i jakby z niechceniem wypisanym na twarzy kiwnęła potakująco.
- Jest ze mną na kursie, niestety.
- Dalej sobie tak dogadujecie?
- Nie - odparła, marszcząc brwi. Im mniejsza odległość między nimi była, tym bardziej Hermiona czuła się nieswojo. Jej wzrok błądził po podłodze albo ścianach, byleby tylko nie napotkać tych błękitnych tęczówek z prześwitami srebra. Nie żeby im się przyglądała...
- Skąd się w ogóle znacie? - zapytał lekko przyciszonym głosem.
- Chodziliśmy razem do szkoły, ale nie wspominam tego za dobrze.
- Widać - skwitował i minęli się z arystokratą. On w dalszym ciągu stał i przyglądał się postawie Gryfonki. Z jednej strony go śmieszyła, bo ewidentnie go unikała, ale z drugiej cieszył się z takiego obrotu spraw. Sam nie wiedział jak ma się zachowywać, a jednak Wieczysta Przysięga do czegoś go zobowiązała. Pluł sobie w brodę, że w ogóle zgodził się na tę całą szopkę, ale wiedział, że pilnowanie kujonicy będzie o wiele lepsze niż spędzenie reszty życia w Azkabanie. Przynajmniej tak mu się wydawało.
- Może umówimy się na jakąś kawę? - zapytał Paul, gdy znaleźli się przed drzwiami do prosektorium. Hermiona uśmiechnęła się, mocniej ściskając swój kalendarz, który cały czas trzymała w dłoniach.
- Pewnie, ale to w weekend.
- No dobra, może sobota wieczór?
- Dobrze, to do zobaczenia. - Przytulili się na pożegnanie, jednak Hermiona sobie coś przypomniała.
- Paul!
- Tak?
- Co u Logana? - Jego mina jakby delikatnie zrzedła, ale na twarzy szybko pojawiła się tradycyjna maska.
- W porządku, jest zabiegany ostatnio.
- Masz z nim jakiś kontakt?
- Tak, a co? - zapytał wzruszając ramionami.
- Przekaż mu proszę, że chcę się z nim zobaczyć. - Brunet kiwnął głową i zniknął na schodach. Hermiona wciągnęła przez nozdrza powietrze i usiadła na ławce pod drzwiami. Do rozpoczęcia zajęć zostało jej jeszcze dziesięć minut, więc wyjęła książkę z urokami i ponownie zaczęła ją przeglądać. Nie dane jej jednak było czekanie w spokoju, gdyż po zaledwie dwóch minutach usłyszała:
- Czyżby jakiś nowy romansik? - Ironiczny i przepełniony kpiną głos wychodził od jednej osoby, której nienawidziła. Przymknęła delikatnie powieki, uspokajając nerwy i zamknęła podręcznik.
- Nie masz swojego życia prywatnego, że wtrącasz się w moje? - Ich spojrzenia się skrzyżowały, a Hermionie mimowolnie zrobiło się niedobrze.
- Mam i to bardzo okazałe, Granger. Jednak, jak wiesz, lubię sensację, a nowy związek Granger to niezły kąsek dla gazet. - Poruszył brwiami w górę i w dół i uśmiechnął się wrednie. Hermiona wypuściła głośno powietrze i założyła ręce na piersi.
- Myślisz, że przejmuje się twoją opinią, Malfoy? Szczerze mówiąc, jesteś ostatnią osobą, o której mogłabym w ogóle pomyśleć - prychnęła.
- Jasne, przyznaj się, że ciągle o mnie myślisz - odparł nieco łagodniejszym głosem, ale dalej tak samo wyniosłym i cynicznym. Dziewczyna zrobiła dziwny odruch wymiotny i pomachała sobie dłonią przed twarzą.
- Szybciej bym tutaj zdechła, fretko.
- Skończ już z tym wyzywaniem, Granger. To było w szkole, byliśmy gówniarzami - odparł, śmiejąc się wrednie. Oparł się o ścianę z rękoma założonymi na klatce piersiowej. Dziewczyna uniosła jedną brew do góry i parsknęła kpiąco śmiechem.
- Jak tylko cię słyszę, to wiem, że ty coś z gówniarza masz dalej.
- Jak zwykle pyskata. - Zaśmiał się, patrząc w bok i ponownie na nią. Nie umiała określić toku tej konwersacji, nie przypominała ona ani rzucania się do gardeł, ani przesłodzonej pogawędki. Była czymś w rodzaju tolerancji, ale bardzo, bardzo niechcianej.
- Tak samo cyniczny, jak...
- Nie kończ - warknął, zbijając ją z tropu. Przypatrzyła mu się lepiej, ale od razu przybrał maskę zimnego i niedostępnego chłopaka, której używał na co dzień w Hogwarcie.
- Dobra, Malfoy, ty nie jesteś miły ani nawet ludzki, więc gadaj czego chcesz i daj mi święty spokój - westchnęła oschle i spojrzała na niego wyczekująco.
- Podręczyć cię, Granger.
- Zabawne - przedrzeźniła i wywróciła oczami. Miała wrażenie, że czas ciągnął się w nieskończoność, a dziesięć minut minęły już z dwie godziny temu. Zaczęła nerwowo wystukiwać paznokciami jakiś takt o podręcznik.
- Słuchaj, a co... - Urwał, ponieważ nauczyciel zajęć w prosektorium właśnie zbiegł po schodach i z ogromnym uśmiechem wymalowanym na twarzy otworzył drzwi za pomocą różdżki. Tuż za nim zaczęli schodzić się uczniowie, którzy najprawdopodobniej czekali na górze. Hermiona odetchnęła z ulgą i jak najszybciej wtopiła się w tłum, co u Malfoya wywołało parsknięcie śmiechem. Ustawili się w niewielkich grupkach wokół dość długiego stołu. Gryfonka stanęła już w pierwszym rzędzie i patrzyła nerwowo na czarny worek leżący tuż przed nią. W pomieszczeniu było bardzo zimno, więc automatycznie złapała się dłońmi za ramiona i zaczęła dreptać w miejscu. Tuż obok niej stała niższa o kilka centymetrów mulatka z ciemnobrązowymi włosami. Jej czarne, jak węgiel oczy biły taką sympatią, że Gryfonka nie mogła uwierzyć, że wcześniej jej nie zauważyła. Uśmiechnęły się do siebie delikatnie.
- Hermiona. - Podała jej swoją dłoń, a ona przyjęła ją i oddała uścisk.
- Amber - odparła przyciszonym głosem, gdyż profesor zaczął mówić. Granger wsłuchała się w jego jakże obrzydliwy wstęp na temat sekcji zwłok, a później ponownie powróciła myślami do wspomnień, które się w niej zrodziły. Bitwa o Hogwart przewijała się niczym stary film w jej umyśle, a twarze i ciała zmarłych ukazywały się w spowolnionym tempie. Poczuła gęsią skórkę i łzy podchodzące do oczu. Jej oddech stał się nierówny, kiedy nauczyciel podszedł do czarnego worka i złapał za zamek błyskawiczny. Momentalnie odczuła duszność i nie wiedzieć czemu obraz zaczął się jej rozmazywać przed oczami. Ujrzała uśmiechniętą twarz Rona, lekko umorusaną błotem i krwią. To było wspomnienie, kiedy biegła do Wielkiej Sali, aby kolejny raz komuś pomóc, a on sprzątał wraz z innymi gruzy. Delikatnie szturchnięcie obudziło ją z transu, a zmartwione spojrzenie Amber od razu dało jej do zrozumienia, że na jakąś chwilę się wyłączyła. Kąciki jej ust uniosły się, co miało być znakiem, że wszystko jest w porządku. Gdy jednak odwróciła wzrok w kierunku ciała, poczuła, że jej nogi są jak z waty.
- Kto to jest? - zapytała ochrypłym i przyciszonym głosem.
- Ofiara wojny w Ameryce... - Granger zaczęła głośniej oddychać, a w jej głowie, oprócz wspomnień, pojawił się krzyk i pisk. Nie wiedziała do kogo należał ani czemu go słyszała. Huk burzących się murów Hogwartu o mało nie przyprawił ją o wymioty. Nie słyszała ani jednego słowa profesora, ale podobnie jak on, nikt też nie zauważył, co się z nią dzieje. Oprócz jednego blondyna, który obserwował ją bardzo uważnie.
- Teraz proszę zwrócić szczególną uwagę, ponieważ cięcie jest bardzo ważne. Nie mogę uszkodzić wnętrzności ani narządów, więc muszę to zrobić bardzo precyzyjnie, niezbyt mocno - mówił, pokazując im swoją różdżkę. Profesor nie wyglądał na normalnego, większość osób zauważyła, że jego niektóre tiki i teksty wtrącone do rozmowy, są oznakami jakiejś choroby psychicznej. Nie ma się jednak, co dziwić, gdy całe życie pracuje się z trupami, pomyślał Draco. Hermiona również zwróciła na to uwagę w przerwie pomiędzy atakami wspomnień.
- Zaklęcie ma nazwę Secanas Corpus, a wymawiamy je tak: Sectis. Ruch różdżką jest niewielki, ale ma ogromne znaczenie! Proszę się uważnie przyjrzeć, później będziecie to ćwiczyć - dodał, posyłając im dziwaczny uśmiech i poruszył delikatnie nadgarstkiem.     Hermiona patrzyła uważnie na drewienko, jednocześnie próbując nie myśleć o nawołaniach i krzykach w jej głowie. Powoli cięcie od klatki piersiowej aż do podbrzusza zaczęło narastać. Nie miało ono linii prostej, w niektórych miejscach było zakrzywione, tak aby ominąć narządy najbliższe skóry.
- Voila! - krzyknął zadowolony ze swojego dzieła i odłożył różdżkę na bok. Dłońmi, na których miał długie białe rękawiczki, rozszerzył skórę i tkankę tłuszczową brzucha, powodując u niektórych jęki niezadowolenia i obrzydzenia. Napierający tłum, zmusił Hermionę do podejścia jak najbliżej stołu i teraz opierała się o niego udami, czując zimno bijące od trupa. Jej wzrok momentalnie padł na obrzydliwe organy, a smród, jaki dotarł do jej nozdrzy, wprawił w takie mdłości, że nie mogła wytrzymać. Wspomnienia z bitwy nasiliły się na tyle mocno, czyjś krzyk i nawołanie zagłuszały jej myśli, a uśmiechnięty Ronald wprawiał ją w oszołomienie. Złapała się za głowę i zacisnęła mocno powieki, kuląc się na ziemi. Nagle zrobiło jej się ciemno przed oczami i słyszała jedynie ten dziwny głos...
~*~
- Weasley!
- Melduje się kapitanie! - odparł twardym głosem rudowłosy mężczyzna i przytknął cztery palce równo złożone do czoła. Starszy wojskowy odesłał go do jednostki, tym samym oznajmiając koniec dzisiejszej służby i dwa dni wolnego. Ronald zdjął z głowy ciężki hełm i wypuścił głośno powietrze. Miał na sobie wojskowe spodnie i  kurtkę, rękawice i ciężkie sznurowane buty wojskowe air force, wszystkie w kolorze idealnej czerni. Gdy doszedł do jednostki, zameldował się u dowódcy i zdał broń palną, której dzisiaj używali na próbę. Bawiła go bezmyślność mugoli i po tych ćwiczeniach nie mógł sobie wyobrazić, jak oni sobie radzą z tymi karabinami na wojnach. Magia to jednak potęga.
            Westchnął głęboko i zdjął pas z różnorodnymi flakonikami eliksirów i przyrządów wojskowych, po czym idealnie go złożył i odłożył na miejsce w szafie. Rozpiął kurtkę i odwiesił na wieszak, zostając w samej obcisłej wojskowej czarnej koszulce. Ciężkie sznurowane buty wystawił na zewnątrz, aby nie zasmrodziły pokoju, a skarpetki, koszulka i spodnie od razu wylądowały w koszu na pranie, które robił raz w tygodniu. Ubrał swoje ulubione szare dresy i biały t-shirt, poczym rzucił się na łóżko ze sprężyn, które było niewiarygodnie wygodne. Jego myśli wędrowały bardzo daleko. Zastanawiał się, co teraz robi jego rodzina i czy sobie jakoś dają radę, czy jego ojciec już pozbierał się po chorobie, czy jeszcze nie. Myślał o Ginny, która prawdopodobnie gra teraz o bardzo ważny tytuł w Quidditcha. Rozmyślał nad pracą Harry'ego i jego ciągłą gonitwą życiową, w której powoli się zatracał. Mimowolnie jego myśli wędrowały również w kierunku pewnej brązowowłosej piękności, która zapewne siedziała w bibliotece i uczyła się do egzaminów na kursie. Kąciki ust delikatnie uniosły się do góry, wspominając jej piękny uśmiech. Nie potrafił do końca określić, co się stało w armii, do której wstąpił, jednak czuł, że nie jest już tym samym Ronaldem Weasleyem, co kiedyś. Wojsko zmienia, uczy pokory, szacunku i własnych wartości. Zaczął inaczej spoglądać na świat, inaczej wszystko rozumieć.
- Chodź, Weasley, kolacja już jest. - Usłyszał i powrócił na ziemię. Jego kolega z pokoju stał w wejściu opierając się o futrynę i przyglądając mu się badawczo.
- Idź już, dogonię cię - odparł rudzielec i podniósł się do pozycji siedzącej. Wyciągnął spod łóżka buty i wciągnął na stopy, a gdy jego towarzysz zniknął za drzwiami, wyjął z szafki nocnej niewielki prostokąt, na pierwszy rzut oka przypominający podręczne lusterko. Gdy go jednak otworzył, ukazały mu się dwa ruchome zdjęcia. Samej Hermiony i ich dwoje, gdy stali przytuleni po zakończeniu bitwy. Uśmiechnął się do siebie i pocałował delikatnie zdjęcie Gryfonki. Zamknął i schował pamiątkę dokładnie do szuflady i wyszedł na kolację...
~*~
- Jak myślisz, dlaczego zemdlała? Przecież nikomu innemu nic się nie stało.
- Nie wiem, nie potrafię ci odpowiedzieć, Amber.
- Wy się znacie, prawda?
- Dlaczego tak uważasz? - Zdziwił się i oderwał wzrok od okna.
- Inaczej byś tutaj nie siedział. - Westchnął w duchu, przyznając jej rację. Ponownie zapanowała cisza przerywana jedynie cichym i nierównym oddechem Hermiony. Gdy po niespełna pół godziny obydwoje mieli wyjść z sali, Gryfonka wymamrotała coś pod nosem, co przykuło ich uwagę.
- Obudziła się - powiedziała Amber i popatrzyła z troską na nowo poznaną koleżankę. Granger powoli zaczęła otwierać zmęczone oczy i mrużyć pod wpływem światła. Zmarszczyła brwi, gdy jej obraz wyostrzył się na tyle, że mogła wszystko dostrzec. Spojrzała zdziwiona na dwie postaci, stojące przy łóżku, na którym leżała.
- Co ja tutaj robię? - To pytanie skierowała bardziej do mulatki.
- Zemdlałaś na zajęciach w prosektorium - odpowiedziała spokojnie. - Draco przyniósł cię od razu...
- Eghm - odchrząknął, głośno przerywając jej. - Masz tu leżeć Granger, bo masz osłabiony organizm. - Hermiona spojrzała na niego zszokowana, a potem na miejsce, w którym się znajdowali. Była to niewielka sala z biało-niebieskimi ścianami i trzema szpitalnymi łóżkami, z których jedno zajmowała. Na stoliku obok stały jakieś eliksiry, więc od razu skojarzyła to miejsce ze Skrzydłem Szpitalnym.
- Czuję się bardzo dobrze - wymamrotała i usiadła, co spowodowało małe zawroty głowy, ale nie dała tego poznać po sobie.
- Odpocznij, naprawdę nie wyglądałaś dobrze - stwierdziła Amber.
- Ile tu leżę?
- Dwie godziny.
- A, to całe szczęście - odparła, w dalszym ciągu ignorując Ślizgona. Jej wzrok padł na wysoką chudą kobietę, która właśnie maszerowała w ich stronę z ogromną tacą. Miała na sobie biały kitel i rękawiczki w tym samym kolorze. Obrzuciła posępnym spojrzeniem każdego, kto znajdował się w tym pomieszczeniu i z brzdękiem odstawiła tacę na szafkę nocną.
- Nie kręci się pani w głowie? - zapytała bez żadnych ceregieli i podniosła pierwszy flakonik. Gdy Gryfonka wymamrotała, że nie, kobieta zaczęła przelewać różne substancje w różnych proporcjach do jednej fiolki. Gdy skończyła, eliksir nieco zabulgotał.
- Proszę szybciutko wypić, ma bardzo krótkotrwałą właściwość. Za godzinę może pani wyjść - oznajmiła i odeszła od nich, ponownie zamykając się w swoim gabinecie. Hermiona, chcąc nie chcąc, wypiła duszkiem substancję i od razu poczuła odruch wymiotny, więc niczym błyskawica dopadła się wody i zaczęła pić, ile wlezie. Eliksir miał posmak starego jedzenia, podchodzącego pod pleśń, a taki zapach towarzyszył zazwyczaj wymiocinom i ropie.
- Ble - wymamrotała jedynie i opadła na poduszki, czując że coś ją od środka rozgrzewa.
- Jesteś dzielna - zachichotała mulatka i wstała ze stołka.
- Dziękuję... - powiedziała brązowowłosa, ale urwała, spoglądając na Malfoy'a.
- Myślę, że jak nie my, to w końcu ktoś też by cię zabrał z tego prosektorium - stwierdziła słusznie Amber. Gryfonka spojrzała na nią zdziwiona, ale udało jej się wymusić uśmiech, w końcu nie chciała powiedzieć nic złego.
- Pewnie tak, ale dziękuję. - Jeszcze raz zerknęła na blondyna, który teraz uważnie przyglądał się swojej towarzyszce. Nie minęło kilka sekund, a ich spojrzenia się skrzyżowały, a na jego ustach wykwitł delikatny uśmiech.
- Do zobaczenia na zajęciach, wracaj do zdrowia! - zawołała Amber, która już była przy wyjściu i machała dłonią. Granger odmachała jej i po chwili rozległ się trzask zamykanych drzwi. Zapadła krępująca cisza. Ślizgon odchrząknął znacząco i włożył dłonie do kieszeni, również kierując się w stronę drzwi.
- Malfoy! - Sama nie wiedziała, kiedy wypowiedziała te słowa. Przełknęła szybko ślinę, zanim zdążył się odwrócić.
- Hm? - mruknął już nieco chłodnym i zmęczonym tonem. Spojrzała mu prosto w zimne tęczówki i wzięła głęboki wdech, powtarzając sobie w duchu, że przecież jest Gryfonką.
- Dziękuję.
- Nie ma za co, Granger, ale nie przyzwyczajaj się. Dzisiaj miałem po prostu lepszy dzień - odparł sucho i zniknął za drzwiami. Minęła chwila zanim pozbierała się po tych słowach, ale przez następną godzinę, gdy leżała w akademickim szpitaliku, myślała o jego słowach i zachowaniu.
~*~
            Blaise Zabini właśnie maszerował ulicami zatłoczonego Paryża, ciesząc się chwilą wolności. Draco był w szkole, a Astoria, ku jego wielkiemu szczęściu, poszła dzisiaj na zakupy. Przyjeżdżając do swojego najlepszego przyjaciela, nie wiedział, że będzie musiał niańczyć i opiekować się jego dziewczyną. W gruncie rzeczy to zupełnie inaczej zaplanował sobie ten wyjazd, niestety młodsza córka Greengrasów zepsuła jego koncepcję. Do wyjazdu zostały mu kilka dni, a później będzie musiał wrócić do nudnego Londynu, nudnej pracy wraz z Potterem, nudnego samotnego życia. Jego myśli właśnie zeszły na ten tor. Jak to się stało, że jeden z największych przystojniaków w Hogwarcie, okrzyknięty największym kobieciarzem w szkole, był sam? Odpowiedź sama nasuwała się na język, znudziło mi się zabawianie się z pierwszymi lepszymi dziewczynami. Może i były w jego życiu takie, które się w nim zakochały lub które uwiódł na tyle, że mogłyby spędzić z nim resztę życia, natomiast on nie czuł tej satysfakcji z posiadania kobiety. Były one na kilka nocy albo, co gorsza, na jedną i do widzenia. Trzy czwarte z nich już nawet nie pamięta, a tylko garstka została w jego pamięci, gdyż musiały się czymś u niego wykazać. Pewnego razu po prostu poczuł wstręt do siebie i do tego, co robi. Gdy zaprzestał spotykania się z płcią piękną, dopiero zrozumiał, że jego seksapil, wygląd czy zachowanie działają na nie tak, że najchętniej rzuciłyby się na niego na ulicy. Blaise jednak szukał czegoś innego, uczucia, które będzie mu trudno zdobyć, o które będzie musiał zawalczyć, a nie dostanie je na tacy. O kobietę, która będzie niedostępna, a jednocześnie będzie go do siebie wabiła. Idąc tak i myśląc o tym wszystkim, nie zauważył, że na przejściu dla pieszych jest czerwone światło, a po chwili poczuł jak ląduje na masce samochodu i z głośnym piskiem spada na asfalt.
            Ból czaszki i mokra ciecz nie pozwoliły mu odlecieć na drugi świat, mimo że bardzo tego pragnął. Zamrugał kilkakrotnie oczami, aż w końcu obraz wyostrzył się na tyle, że mógł zarejestrować, co się dzieje. Samochody zaczęły hamować, a ludzie wysiadać i patrzeć na niego. Ktoś chyba właśnie dzwonił po mugolskich lekarzy, ktoś inny zatrzymywał ruch. Usłyszał nawet wycie syren, ale jego uwagę przykuła pewna drobna dziewczyna, która jak sparaliżowana klęczała przed nim. Jej brudne ręce od krwi, uświadomiły mu, że to dzieje się na prawdę. Podniósł się z trudem do pozycji leżącej, czując ból w plecach. Dziewczyna patrzyła na niego zdezorientowana, miała nawet lekko otwartą buzię. Była ewidentnie zdenerwowana i zszokowana.
- Ja, ja... Ja naprawdę nie chciałam, nie wiem, jak to się stało. - Potok słów wypłynął z niej, a melodyjny głos sprawił, że o mało, co nie dostał zawrotów głowy. Chciał coś powiedzieć, żeby ją uspokoić, ale nagle umundurowani mężczyźni z czapkami na głowie stanęli między nimi. Zabini od razu skojarzył, że jest to policja, czyli coś na wzór Aurorów. Jeden zadawał mu dziwne pytania, na których w ogóle się nie skupiał, natomiast dwóch innych podniosło zestresowaną dziewczynę i zaczęli prowadzić ją do ich samochodu.
- Czekaj! Zostawcie ją! - zawołał i chciał się podnieść, jednak silne ręce przytrzymały go przy ziemi. Tym razem byli to mugolscy lekarze. Czuł, że kręci mu się w głowie od nadmiaru emocji, jednak nie mógł pozwolić, aby zabrali tą dziewczynę, musiał ją chociaż poznać. Jego całe zdenerwowanie podziałało bardzo szybko, niewerbalna magia odrzuciła wszystkich do tyłu, a on sam podniósł się z wielkim trudem. Nie zwracał uwagi na to, że za moment mogą pojawić się francuscy Aurorzy i może dostać wyrok, ruszył szybkim krokiem, choć bolesnym w stronę dziewczyny, ale nim się obejrzał, samochód, który ją wiózł, z piskiem ruszył do przodu. Chciał za nim pobiec, jednak ból się nasilił i upadł na klęczki. Zaklął pod nosem siarczyście. Uderzył mocno pięścią w asfalt.
- Kurwa!
- Jest pan zatrzymany. - Usłyszał nad sobą i ujrzał odznakę aurorską podtykaną mu pod nos. Wypuścił głośno powietrze, ale nie stawiał oporu. Podczas, gdy on przygotowywał się do teleportacji wraz z dwójką innych mężczyzn, pozostali modyfikowali pamięć mugolom.
I tak cię znajdę, pomyślał i poczuł szarpnięcie w okolicach pępka.

~*~

* - dla wyjaśnienia, to nie są tradycyjne Nike Air Force, które teraz nosi większość nastolatków, ale oficerskie wojskowe buty, a tutaj macie do nich link.

Mam nadzieję, że mnie nie zjecie, za brak większej akcji pomiędzy Draco a Hermioną, ale wszystko powoli się rozkręca.
Buziaki, Zou. 

12 komentarzy:

  1. Hej,:)
    To znowu ja.:) Rozdział niesamowity. Jakoś wcześniej nie miałam nic do Paula, ale teraz ten koleś zaczyna mnie skrajnie irytować. Wydaje mi się, że on coś knuje.
    Kim jest ta dziewczyna i o co chodzi z tą akcją w ministerstwie? Wiesz, że przez Ciebie zejdę na zawał?:P
    Czekam z niecierpliwością na kolejny.:)
    Pozdrawiam serdecznie,
    la_tua_cantante_

    dramione-badz-moja-nadzieja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. No prawie 22 ;p - na coś ponarzekać trzeba :P Rozdział bardzo fajny ;) Draco draconowaty i bardzo dobrze. Tylko nie mieszaj z Ronem :P Niech sobie będzie zakochany, ale z daleka. On zasługuje na świetną dziewczynę, tylko nie koniecznie na Granger :P
    Czekam z niecierpliwością na następny ;)
    Pozdrawiam Syntia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o Rona, to mam już pewne plany, ale spokojnie wszystko się wyjaśni :D.
      dziękuję :*

      Usuń
  3. Po pierwsze: W końcu, kochana :D!
    Po drugie: stworzyłyśmy dziś smieszny łańcuszek, o nowym rozdziale u Ciebie dała mi znać La Tua Cantante, a ja przekazałam o tym Syntii :D.

    Uwielbiam pogawędki tej dwójki, no!
    I świetnie opisałaś wspomnienia Hermiony, to jak przeżyła wojnę było widoczne już w pierwszym zdaniu jej retrospekcji.
    No, ciekawe kto potrącił naszego Blaisa i jaką propozycję rzucił Draco Malfoy!
    Coraz bardziej wciągasz mnie w swój świat, Zou!
    Pozdrowionka i życzę dużo weny, kochana :*:*:*:*

    Promise
    PS:Jak poszła matua?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, jesteście niemożliwe moje drogie :D.
      Ja nie mam w zasadzie do Ciebie kontaktu, tak to byś wiedziała ode mnie :D.
      Cieszę się, jest mi niezmiernie miło :* .

      Matura zdana, na szczęście! :D. A u Ciebie?

      Usuń
  4. AAAAAAAAA!<3
    Piszczę jak małe dziecko - w końcu się doczekałam! Nie wiem jak Ty to robisz kobieto, ale moim zdaniem mogłabyś pisać rozdziały nawet o głównych bohaterach, którzy siedzą w pokoju cały dzień czy o pogodzie w Paryżu, a i tak wyszłoby fenomenalnie. Kolejny rozdział, (oczywiście) który uwielbiam - tym razem krótko i na temat. Buziaki, kochana!:*:*

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam Paryż, przepiękne miasto i jestem wręcz zachwycona tym, że postanowiłaś wysłać Hermionę właśnie tam! Nie zjemy za tak mało akcji Dramione, jako wytrwali czytelnicy będziemy czekać ;D Przynajmniej ja mam taki zamiar.

    Podoba mi się Twoje opowiadanie, nie jest one przesycone. Opisy nie ciążą, a całość pochłania się w zawrotny tempie. Kreacja postaci, akcja - wszystko naprawdę mi się podoba i wręcz nie mogę się doczekać, kiedy dodasz coś nowego. Nowy rozdział nie był tak dawno, no ale wiesz ;d

    I osobiście uwielbiam Logana!

    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie: ksiega-uczuc.blogspot.com
    Tija

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znowu ta kopiara, która ściągnęł prolog z bloga iluzja-rzeczywistosci.blogspot.com

      Usuń
  6. fantastyczny!
    ja chce kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział wspaniały.
    Po pierwsze chciałam Cię przeprosić, że wcześniej nie skomentowałam, ale nie miałam czasu, a teraz powoli nadrabiam zaległości.
    Cieszę się, że Harry odwiedził Mionę.
    Coś ten Paul wydaje się dziwny.
    Ciesze sie, że Hermiona znalazła koleżankę, Amber.
    Zastanawia mnie skąd te wizje Hermiony.
    Mam nadzieję, ze dziewczyna wkrótce zacznie się dogadywać z Draco.
    Ron, na misji ciekawe co dalej.
    Pozdrawiam
    Hermione Granger

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że Blaisowi nic nie będzie i najdzie tą dziewczynę.

      Usuń
  8. Wszystko rozwija się we właściwym tempie ;)

    ------
    clover.
    http://hgranger-dmalfoy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń